Costa Blanca (Nurkowanie 9/2009)

Hiszpania

Już wczesną wiosną, wraz z żoną, zdecydowaliśmy się wybrać do Hiszpanii, kraju corridy, sangrii i „wojny” na pomidory. Po kilku tygodniach wahań, wybrałem przepiękny rejon Costa Blanca.

Z wielkim i radosnym zdziwieniem, przyjąłem fakt, że oto 5 biletów samolotowych (żona, trójka dzieci i ja) oraz wynajęcie środka lokomocji – przysłowiowych 4 kółek – wychodzi taniej niż koszty podróży samochodem. Nie zastanawiając się wiele, zarezerwowałem bilety i wpłaciłem zaliczkę za wynajęcie mieszkania, w malowniczo położonym miasteczku Jalon.

Po kilku miesiącach, nadszedł wreszcie sierpień. Wylecieliśmy z Berlina, by po niespełna 3 godzinach, bezpiecznie wylądować w Barcelonie. Ledwo zmieściliśmy się do wynajętego Seata Leona, który czekał na nas w wypożyczalni.

Białe Wybrzeże – Costa Blanca – ciągnie się od przylądka Nao, aż do przylądka Gata w Andaluzji. Kierowaliśmy się na Walencję, później zaś na stolicę prowincji Alicante, aby w odpowiednim momencie skręcić na Jalon. Z właścicielką mieszkania spotkaliśmy się na stacji benzynowej i w ślad za nią dojechaliśmy do pasa szeregowców, położonego na wzgórzu, z basenem i widokiem na dolinę oraz miasteczko. Do Morza Śródziemnego mieliśmy 18 km, co zabierało nam niecałe 30 minut. Od razu zapytałem o najfajniejsze plaże i centra nurkowe. Usłyszałem, że od Denii, przez les Rotes, Morairę, po Calpe, wszędzie jest sympatycznie, a w okolicy tego ostatniego, można zobaczyć flamingi na wolności, co jest rzadkością w Europie.

Następnego dnia

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, wybraliśmy się nad morze. Asia, moja córka, uzyskała w lipcu uprawnienia Junior Scuba Diver organizacji PADI i właśnie we dwoje zamierzaliśmy zrobić kilka nurków. Dla niej miało to być pierwsze doświadczenie morskie.

Zrządzenie losu skierowało nas do miasteczka Moraira. Wszędzie roi się tu od centrów nurkowych. Wybrałem, jak się miało za chwilę okazać brytyjskie centrum nurkowe: „Scuba Moraira”. Sprawdzili nasze certyfikaty i ubezpieczenia nurkowe. Wyglądali profesjonalnie, choć nie pociągali entuzjazmem (sławna brytyjska flegma). Oba osądy potwierdziły się w 100%. Po dopełnieniu formalności, grzecznie poznaliśmy współtowarzyszy naszych najbliższych przygód. Okazali się nimi Włosi i Francuzi.

Nurkowaliśmy w dwóch grupach, zaawansowanej i w mniej doświadczonej. Ze względu na córkę, wylądowałem w tej drugiej.

Już pierwsze zejście pod wodę okazało się bogate we wrażenia, szczególnie dla Aśki, która teraz dopiero odczuła różnicę w widoczności i temperaturze wody. Po kilku nurkach w rodzimych jeziorach, tu uśmiechała się z radości tak szeroko, że bałem się, że automat wypadnie jej z ust. W morze wypłynęliśmy pontonem, po zrzuceniu kotwicy i krótkiej odprawie, ubraliśmy jackety, maski i płetwy. Po sprawdzeniu poprawności działania akwalungu, przewrotką w tył, znaleźliśmy się w wodzie. Po rozpoczęciu zanurzenia, pozorny chłód słonej wody, mimo wszystko dawał wytchnienie dla ciała. Temperatura powietrza w okolicach 320C w cieniu, ostro dała się nam we znaki już w porcie. Właśnie tu, tuż przed wypłynięciem pontonem, musieliśmy wciągnąć na siebie nasze mokre pianki, a wszystko to w pełnym słońcu. Pot spływał z czoła, a beton portowy palił stopy. Co niektórzy polewali się zimną wodą z węża, bo jak przystało na porządną marinę, co jakiś czas, w miejscach na przycumowanie łodzi, był kran ze słodką wodą i gniazdo elektryczne.

Dość sprawnie, przy lekkiej fali, osiągnęliśmy 10 m. Już w pierwszych minutach zauważyliśmy ośmiornicę i mątwę. Oba zwierzaki pozwoliły nam na bliskie podpłynięcie, a nawet miałem wrażenie, że to ośmiornica przygląda się nam, a nie na odwrót. Mątwa zaś trzymała dystans 1-2 m, odpływając co chwilę kawałek. Poświeciliśmy im dobre 10 minut nurkowania.

Schodząc na 14 – 15 m przewodnik pokazał nam nieruchomą i wyczekującą skorpenę, a już po chwili goniliśmy murenę śródziemnomorską, która skryła się w rozpadlinie skalnej. Ta drapieżna ryba prowadzi nocny tryb życia. Lubi wody skalistych wybrzeży, dlatego można ją tu często spotkać.

Dalej posuwaliśmy się w lekkim prądzie. Temperatura wody przy dnie (15 m) wahała się w okolicach 240C. Widoczność 10 m. Mijamy kilka małych ławic ryb, dużo kolorowych rozgwiazd i sporego groupera, który woli minąć nas szerokim łukiem. Obserwujemy też charakterystycznego dla Morza Śródziemnego wargacza, mieniącego się w przebijającym toń słońcu. Ta mała rybka (do 12 cm) płynąc żwawo pokazuje zielone, żółte, czerwone i niebieski barwy, jakby przenikały się wzajemnie. Świetnie wygląda to w dodatkowym oświetleniu latarki.

Spotkania z morzem

Miejsce nurkowe to Mashroom Rock. Skaliste dno, tylko gdzie niegdzie poprzecinane łatami piasku, powoduje, że chce się zaglądać we wszystkie zakamarki. W niektórych z nich, niespokojne okonie morskie pragną, aby ciekawski nurek jak najszybciej odpłynął. Często można się do nich zbliżyć nawet na kilkadziesiąt centymetrów, zanim spłoszone odpłyną. Mają charakterystyczne ciemnozielone pręgi.

Nurkujemy jeszcze w miejscu zwanym Portet. Wiatr powoduje, że fale się powiększają i pod wodą widoczność spada do 7 – 8 m. Mamy szczęście, obserwujemy dużą, żółtą meduzę w niebieskie kropki. W jej fałdach często można spotkać malutką rybkę. Znowu spotykamy ośmiornicę, co wcale nie jest częste za dnia. Na pontonie porządnie kiwa, gdy wracamy do portu. Płyniemy szybko, pokonując kolejne wzniesienia spiętrzonych fal. Nie nurkujemy codziennie, a w międzyczasie zwiedzamy Calpe, gdzie rzeczywiście oglądamy dzikie i wolne flamingi. Jedziemy też do Alicante, zachwycić się, między innymi, zamkiem Santa Barbara. Można do niego wjechać windą zainstalowaną w szybie, wykutym w skale. A jest co podziwiać, bo to ponad 200 m w pionie.

Odwiedzamy również Elche. Miasto które ma ponad 2500 lat i znajduje się w nim największy w Europie El Palmeral – Las Palmowy.

Przychodzi czas na kolejne spotkanie z morzem. Pod wodę schodzimy na Sargo Rock. Fale są imponujące i obserwuję dylemat przewodnika, czy czasem nie odpuścić. Zejście do wody jest dość proste, ale wejście do pontonu stanowi już problem. Nalegają bym nie brał aparatu z obudową do zdjęć podwodnych, czym psuja mi humor. Nie stroje jednak fochów i nurkuję bez fotograficznego balastu.

Fale odczuwamy dość znacznie. Miota nami na pierwszych metrach. Wszystko poprawia się po przekroczeniu 10 m. Obserwujemy rośliny, które poddają się ruchom wody. Brakuje tylko muzyki, brzmiącej w takt jednostajnych ruchów. Delikatne ukwiały, raczej pochowane, czekają na lepszą pogodę, a kilka meduz stara się trzymać blisko dna.

Formacje skalne zaciekawiają kształtem i rzeźbą. Widzimy przepływające ryby, rozgwiazdy i jeżowce. Podpływam dość blisko barweny, którą można łatwo poznać po dwóch długich wyciągniętych wąsach, znajdujących się pod dolną szczęką. W zależności od pory roku, wieku i głębokości (od 10 m do 300 m), ubarwienie jej ciała różni się kolorem: od odcieni brązu do czerwonego. Za dnia, barwena, żywiąca się małymi zwierzętami dennymi, ma wyraźnie widoczną brązową (czasem ciemnoczerwoną) pręgę, biegnącą od oka do nasady płetwy ogonowej.

Nie przekraczamy 15 m i po 40 minutach, walcząc ze skalą Beauforta, wdrapujemy się na ponton. Jeszcze tylko podróż powrotna po grzbietach zmarszczonego morza, przebranie się i przemycie sprzętu w słodkiej wodzie. Zdajemy pożyczony sprzęt, płacimy i odbieramy nasze certyfikaty.

W drodze powrotnej do Barcelony nigdzie się już nie zatrzymujemy. Śpimy za to jedną noc w hotelu, by zwiedzić to ciekawe miasto. Do Polski wracamy bez problemów, a ja zastanawiam się, gdzie by tu pojechać w przyszłym roku, by przy okazji ponurkować.


______________
Temperatura powietrza: VI-IX 25-380 C
Temperatura wody: VI-IX 24-320C przy powierzchni 18-240C na głębokości 25-35 m
Dojazd: samolot, a dla twardych: samochód
Centra nurkowe: duża ilość we wszystkich większych miasteczkach wybrzeża Costa Blanca
Noclegi: camping w granicach 20 euro, hostele 20-25 euro, apartamenty 35-45 euro, hotele 35-60 euro

Artykuł ukazał się w nr 9 (167) 2009 magazynu "Nurkowanie"

Wojciech Zgoła 2009-09-18

Tagi: costa blanca, hiszpania