Któż z nas nie lubi czystych jezior? A jest ich na szczęście wciąż trochę na mapie Polski. Jako, że jestem Wielkopolaninem, a powiedzenie "cudze chwalicie - swego nie znacie" obliguje do opisania jednego z lepszych miejsc nurkowych, odkładam więc gorące klimaty Chorwacji, Egiptu i Kanarów.
Pierwsza klasa czystości wód, baza nurkowa na miejscu (od strony Trębów Starych), piaszczyste dno, głębokość przekraczająca 30 m, przeważnie dobra widoczność, dla nowicjuszy platformy i poręczówki prowadzące do różnych ciekawych atrakcji podwodnych... Jest łódka, dzwon, Madonna, czy fortepian...
Oczywiście mowa o Jeziorze Budzisławskim, które obok Jeziora Powidzkiego i innych pomniejszych, wchodzących w skład Powidzkiego Parku Krajobrazowego, zaprasza nurków w swoje skromne progi.
To polodowcowe jezioro rynnowe, posiada urozmaiconą linię brzegową. Dojście jest dość łatwe z wielu stron, bo znajdują się tu zarówno łąki, jak i domki letniskowe, a lasów uniemożliwiających przedarcie się do akwenu praktycznie nie ma. Pasy trzcin okalające jezioro nie utrudniają generalnie wejścia do zbiornika, ale za to fajnie jest do nich podpłynąć na końcu zanurzenia, by poszukać raków, albo chowających się ryb - w każdym razie im dalej od uczniów pierwszego w życiu kursu - tym lepiej! Choć każdy z nas gdzieś w końcu zaczynał.
Pierwszy raz nurkowałem w "Budziku" z Waldkiem. Przyjechaliśmy dość wcześnie rano, by zdążyć wejść do akwenu jeszcze przed kursantami. Poziom wody był dużo niższy niż w bieżącym roku, a nie wiedziałem, że dno przy brzegu jest dość grząskie. Tutejsze centrum nurkowe zadbało o drewniany stopień zatopiony przy beczce, który ułatwia pierwsze dwa kroki, ale kto by tam na to zwrócił uwagę... Zassało mi jedną nogę prawie do kolana, gdy obładowany sprzętem dałem pokaźny krok do wody. Ledwo się utrzymałem i nie runąłem. Waldek pomógł i dalsze losy dziewiczego zanurzenia potoczyły się bez niemiłych niespodzianek.
Biorąc namiar na najbliższą bojkę, a pod nią platformę, od razu się zanurzyliśmy, by po poręczówkach pozwiedzać. Widoczność oscylowała w okolicy 4-5 m, co stawiało jezioro Budzisławskie na czele naszej listy. Jesienią ta widoczność powiększa się prawie 2 razy :)
Gdy spotkaliśmy ze dwie grupy nurków, czmychnęliśmy na prawo do korzeni, by wypłynąć poza poręczówkę. Początkowo trzymaliśmy się głębiej, by wypłycając przeczesać płytsze fragmenty litoralu. Mieliśmy farta, bo natknęliśmy się wtedy na sporego węgorza, który wsunąwszy pysk w roślinki, myślał, że go nie widzimy. Gdy tylko Waldek dotknął ogona, mój pierwszy w życiu spotkany węgorz czmychnął momentalnie i tyle go widzieliśmy.
Wracając już na końcówce powietrza, ujrzeliśmy szczupaka, który kontrolując dzielący nas, spory niestety dystans, poprzyglądał się nam i odpłynął. Okonie chwilami walczyły ze swoim odbiciem w obiektywach, a na sam koniec, właśnie przy trzcinach natknęliśmy się na sympatycznego i całkiem dużego raka. Każda próba opłynięcia go paliła na panewce, bo rak wciąż chciał nas mieć przed sobą. W końcu po godzinie spędzonej pod wodą, zostawiliśmy go, by wyjść, nabić butle i po przerwie na kanapkę wrócić na drugie zanurzenie.
Opłynęliśmy wtedy wyspę, czego nie polecam, bo zaczyna się dobrze w głębokościach 2-5 m (od otwartej strony jeziora - i to polecam), ale kończy się na czworakach z maską i butlą nad wodą, męczarnia...
Od Mateusza Popka, zajmującego się archeologią podwodną, dowiedziałem się, że w 2006 roku, właśnie w okolicach wyspy, znaleziono toporek kościany. Nie wiadomo dokładnie ile ma lat, równie dobrze może mieć 3500 lat, jak i 6500 lat. Pewnie jeszcze cos tam zalega z zamierzchłych czasów, ale permanentny brak środków na badania czyni takie miejsca tajemnicą do odkrycia. A może komuś z Was się poszczęści i swoim znaleziskiem wzbogaci muzeum?!
Lubię tu wracać, a część nurków, przyjeżdża np. na weekend do Giewartowa, w piątek nurkuje "na Powidzu", rano w sobotę podjeżdża na 2 nurki "na Budziku", by wrócić znów "na Powidz" i w niedziele odjechać naładowawszy wewnątrz-nurkowe baterie swe. Chyba, że ktoś woli odwrotnie. Nad jeziorem są budki z jedzeniem i piciem, są toalety i miejsce na grilla. Jest też możliwość wypożyczenia sprzętów pływających: kajaków, czy rowerów wodnych.
Od strony miejscowości Grabce znajduje się pole namiotowe, a część północno-wschodnia jeziora jest głęboka, dno schodzi tu nawet do 36 metrów. Jeśli chcemy tu zanurkować, trzeba odjechać na północ od Trębów Starych trzymając się linii brzegowej jeziora. Droga szutrowa prowadzi przez prywatną posesję, gdzie trzeba uiścić opłatę kilku złotych za przejazd, by dotrzeć do plaży (to jest tzw. cypel) i wejść do wody. Dno opada początkowo dość ostro do głębokości około 20 m, gdzie zaczyna robić się ciemno (bez latarki ani rusz), następnie już spokojnie powinniśmy znaleźć +/- 36 m głębokości.
Prócz wymienionych wyżej gatunków ryb, są tu jeszcze liny, sielawa, płocie, sumy i ponoć miętusy, których niestety od zeszłego roku nie widać. Pewnie amatorzy kusz-ących nurkowań zapolowali na mało płochliwe wąsacze i pozbawili wielu nurków bezpośredniego kontaktu z tymi stworzeniami.
Jezioro Budzisławskie zajmuje powierzchnię trochę ponad 140 ha, przy czym linia brzegowa ma 9550 m długości. Wybierając się tu najlepiej dojechać do drogi wojewódzkiej 262 i w zależności, od której strony chcemy podjechać kierujemy się dalej. By dojechać do Trębów Starych jedziemy na Budzisław Kościelny i dalej na Tręby Stare, gdzie skręcamy w lewo i kierujemy się na las, by po chwili dotrzeć do ośrodka wypoczynkowego.
Jest to miejsce na wyprawę zarówno rodzinną, jak i w towarzystwie nurków. Jeśli w weekend, pamiętajmy, że może się tu roić od kursantów, wtedy najlepiej przyjechać wcześnie rano (czasem nawet zbierający opłaty za wjazd odsypiają jeszcze swoje) i wybierać rejony poza poręczówkami. We wrześniu woda będzie idealna!
Wojciech Zgoła 2011-09-23
Tagi: budzik