W tym roku, po kilku latach przerwy, wybrałem się nad Jezioro Lubikowskie. Pojechaliśmy wozem CN Tiger wraz Tomkiem Włodarczakiem. W pierwszym odruchu, pamiętałem, że dojazd od strony lasu jest przeorany przez Dewelopera, pojechaliśmy do Folwarku Amalia. Zaparkowaliśmy grzecznie na wysokości recepcji i po chwili zostaliśmy przepędzeni przez kogoś, kto tam szefował (nie wiem, czy był to właściciel). Chcieliśmy zapłacić, zanurkować i odjechać. Nic to nie dało. Mamy się zbierać, chyba, że wykupimy nocleg…
Cóż było robić. Pogoda piękna. Słonecznie i tylko kilka obłoczków na niebie. Delikatny wietrzyk i samochód pełen sprzętu. Pojechaliśmy wzdłuż jeziora na Szarcz, trochę na „czuja”. Dopóki droga była twarda brnęliśmy do przodu. Gdzieś tam trzeba było zawrócić, by w innym miejscu zapytać właściciela gospodarstwa o dobry dojazd. Rzecz jasna, chcieliśmy dotrzeć, jak najbliżej tafli wody.
W końcu, za radą wspominanego pana z sumiastymi wąsami, skręciliśmy w prawo, w prawo i w prawo … i dotarliśmy do lasu. Wjechaliśmy kierując się na miejsce biwakowe. Było zbyt dużo ludzi i zdecydowaliśmy się jechać dalej leśną drogą, przejeżdżając przez środek obozowiska i zagłębiając się w zielony, cichy las. Uzgadniając wspólnie, którędy jechać dotarliśmy w końcu do miejsca, gdzie był sklecony prowizoryczny pomost.
Wreszcie można było wyjść, by zaczerpnąć bogatszego w tlen powietrza. Obawiałem się komarów, co znalazło swoje uzasadnienie, jednak spowodowało również, że przyspieszyliśmy klarowanie sprzętu. Na odprawie uzgodniliśmy, że nie schodzimy poniżej 8 m i płyniemy w to drugie prawo (czyli w lewo).
Jak to zwykle bywa w takich nieznanych miejscach (jezioro znane jednak w tym miejscu nigdy wcześniej nie nurkowaliśmy), byliśmy ostrożni i ciekawi. Zanurkowaliśmy na głębokość około 6 m i na tym poziomie płynęliśmy chłonąc otoczenie. Ciepła woda, dochodząca do 23 st. C dawała komfort potrzebny do nurkowania w piance o grubości 5 mm. Na tej głębokości widoczność nie zachwycała, oscylując między dwoma, a trzema metrami. Lekko wypłyciliśmy i tu okazało się, że jest dobre 6 m. Kontynuując nasze zanurzenie spotykaliśmy ławice drobnych ryb, w tym okonie. Spotkaliśmy kilka szczupaków w toni, które niestety szybko czmychnęły. Po 40 minutach zawróciliśmy, by płynąć na głębokości 2-3 m. Tu w trzcinach czaiły się mniejsze, a przy tym niepłochliwe szczupaki. W pewnym miejscu znaleźliśmy się nad połamanym i starym pomostem, którego niegdyś świeżą konstrukcję, chłonęło jezioro. Wtapiał się w tutejszy klimat.
Widać nurkowaliśmy w mało uczęszczanym miejscu, bo śmieci praktycznie nie było. Dzikie miejsce Jeziora Lubikowskiego okazało się świetnym strzałem i warto byłoby je powtórzyć. Nie wiemy tylko, czy trafimy dokładnie w to samo miejsce.
Wojciech Zgoła 2017-09-04