Jak wiadomo Jezioro Hańcza jest swoistą mekką dla nurków i to nie tylko technicznych, ale również dla takich zwykłych rekreacyjnych, jak ja. W miniony piątek, wczesnym rankiem, wraz z Robertem ruszyliśmy w daleką podróż, by po załatwieniu krótkiego spotkania służbowego, dotrzeć w mazurskie rejony. Przejeżdżając przez Augustów i Suwałki dotarliśmy wreszcie w rejon Suwalskiego Parku Narodowego.
Podziwiając tutejsze krajobrazy, pełne łąk z porozrzucanymi naturalnie kamieniami, bocianami i bydłem na wolnym wypasie kierowaliśmy się do Błaskowizny. Po drodze zajechaliśmy do jednego z tutejszych Centrów Nurkowych, gdzie dobiliśmy swoje butle i wypożyczyliśmy po jednej na kolejne zanurzenie. Spotkaliśmy rekordzistę "Miodzia", zapłaciliśmy i pojechaliśmy na najdalszy parking nr 3.
Jezioro Hańcza, przez które przepływa rzeka Czarna Hańcza, jest przepięknym i najgłębszym w Polsce jeziorem polodowcowym o stromych brzegach i stromo schodzącym dnie, które dochodzi do około 106 m głębokości. Na około porośnięte lasami lub graniczące z pastwiskami pełnymi krów i cielaków. Przy brzegu spotykamy liczne żaby. Sprawdzamy brzeg i decydujemy się na wejście z lewej strony leśnego parkingu.
Dość sprawnie klarujemy sprzęt. W moim przypadku jest to dalsze testowanie skrzydła i uprzęży Ghost Xdeepa. Poluźniłem paski i dzięki dokładniejszemu dostosowaniu całości, o wiele łatwiej ubierało się i zdejmowało lekkiego Ghosta z butlą 15-sto litrową. Tym razem naładowałem też baterię aparatu i oświetlenia na maksa.
Wszędzie dno pokrywają większe i mniejsze kamienie. Zakładamy płetwy i cofamy się powoli, by wreszcie dotrzeć na głębszą wodę, odwrócić się bezpiecznie, zagryźć lekko automaty, skierować kciuk w dół i zanurzyć się w chłodnej 20-to stopniowej wodzie. Moje odważniki dobrane idealnie wraz ze skrzydłem i jako takim doświadczeniem, płynnie kierują ciało ku ciemnym głębinom.
Płyniemy ramię w ramię i na głębokości około 7 metrów docieramy do termokliny. Do niej widoczność nie porywa, wynosi mniej więcej 3 metry. Dalej robi się zimniej i kaszkowato. Widać na metr. Na głębokości 12 metrów "rozpogadza się" i krąg widzialny oświetlany latarkami wynosi dobre 7 metrów w każdą stronę. Pokonujemy granicę 30 metrów i zataczając półkole w prawo wracamy po woli penetrując ścianki utworzone z osadów polodowcowych. Tu temperatura wynosi 4 oC.
Dno jest żwirowo-piaszczyste usiane kamieniami i głazami, czasem można powiedzieć, że skaliste. Wygląda na iłowo, piaskowcowo, chyba nawet granitowe. Znajdujemy spokojnie i bez ruchu leżące głowacze, a penetrując mini jamy miętusy. Po powtórnym przekroczeniu termokliny zostajemy na głębokości około 5 metrów, by pozbyć się nadmiaru azotu i przeszukać litoral. Są okonie i jeden mały szczupaczek. Widzimy dużo ślimaków.
Na przerwie okazuje się, że na parking numer 3 wybrała się również rekordzistka Polski Elka Benducka. Zamieniamy wspólnie kilka, a nawet kilkadziesiąt słów, by ponownie zanurzyć się w Jeziorze Hańcza. Plan i jego realizacja są podobne, jednak docieramy płycej, bo na 25 metr głębokości, a wracając zataczamy półkole płynąc na lewo.
Wczesnym rankiem dnia następnego, gdy 90% nurków jeszcze spało (czyli około 8.00), podjeżdżamy na parking numer 2, by później szybciej zacząć podróż powrotną, która w naszym przypadku stanowi ponad 650 km drogi.
Nurkowaliśmy tu w zeszłym roku i bardzo się nam spodobało. Miętusy w swoich jamach nie zawiodły i bardzo grzecznie wpatrywały się w nasze światła. Skałki i kamienie na ściance pokazują jak różnorodna, ciekawa i majestatyczna potrafi być Natura nieożywiona. Hańcza rzeczywiście ma coś w sobie, że chce się tu wracać i nurkować, że chce się podziwiać cuda polskiego jeziora czekającego spokojnie na kolejnych adeptów sztuki bezpiecznego i odpowiedzialnego nurkowania.
Powrót do ponad 36 0C w Poznaniu trwał kilka ładnych godzin, ale jak to przy wyjazdach nurkowych prawie zawsze warto ;)
Wojciech Zgoła 2013-07-30
Tagi: hańcza