W Morzu Śródziemnym bardzo trudno „ustrzelić” homara. Owszem, langusty się zdarzają nie rzadko, ale homar to gratka. Jest ich trochę u wybrzeży Norwegii, ale są to wciąż pojedyncze sztuki. Podobnie wygląda wokół archipelagu Farne Islands w Wielkiej Brytanii. Tym większe było nasze zaskoczenie, gdy prosto z Jeziora Boschmolenplas udaliśmy się na depresyjne wybrzeże Holandii.
DECYZJA
Wcześniej siedząc w pub’ie z darmowym WiFi przeszukiwaliśmy internetowe strony wybrzeża i innych jezior jednego z krajów Beneluxu. W końcu zdecydowaliśmy i do kilku centrów nurkowych napisaliśmy sms-y. Było grubo po 22-giej, więc następny, nie za bardzo zaplanowany dzień wydawał się słabiutki. W pewnym momencie, gdy nastrój siadał, usłyszałem odgłos odebranej wiadomości. Jeden z zapytanych odpowiedział. Rozpoczęliśmy krótką i konkretną wymianę pytań i odpowiedzi, i po chwili byliśmy już umówieni na poranne nurkowanie.
Minusem był fakt, że trzeba było wcześnie wstać, by przejechać 200 km trasą, którą nikt z nas wcześniej nie podróżował.
W DRODZE
Do wyliczonego planu dodaliśmy godzinę zabezpieczenia i niewyspani ruszyliśmy następnego dnia w dwa samochody. Dotarliśmy na miejsce bez przeszkód i nieplanowanych postojów. Baza, z którą mieliśmy nurkować wyglądała bardzo okazale. Chyba najlepiej wyposażona z wszystkich, które do tej pory widziałem. Ceny okazały się równie rzadko spotykane. Przywitano nas bardzo serdecznie i z lekkim zdziwieniem, bo Polacy nurkują tu rzadko. Niebawem mieliśmy się przekonać dlaczego.
CERTYFIKATY i BRIEFING
Zapytano nas kto, co pije i poczęstowano ciasteczkami. Sprawdzono dokładnie certyfikaty i kazano wypełnić stosy druczków. Gdy wszystko się zgadzało nastąpił dość długi i szczegółowy briefing. I to audiowizualny. Tablica, kolorowe pisaki, zdjęcia i foldery. Normalnie szok. Kiwaliśmy głowami z lekkim niedowierzaniem, że takie rzeczy się dzieją.
MIEJSCE NURKOWE
Ruszyliśmy w końcu odszukać miejsce nurkowe. Po drodze obserwowaliśmy typowe wiatraki i mijaliśmy spore ilości wszędobylskich rowerzystów, którzy są w Holandii „świętymi krowami”. Bardzo trzeba na nich uważać, bo w razie kolizji zawsze mają rację. Podziwiając wały oddzielające pozyskane od Morza depresje dotarliśmy do parkingu. Okazał się bezpłatny, a do dyspozycji nurków (również za darmo) były ubikacje, prysznice, głębokie zlewo-wanny (tak je nazwijmy) służące do przepłukania sprzętu. Obok znajdował się bar i on nie był już za darmo, choć ceny były przyzwoite.
Rozłożyliśmy sprzęt i całość sklarowaliśmy. Ubraliśmy suchacze i pianki, wedle upodobań. Na dworze było grubo ponad 30 C, a na niebie ani jednej chmurki. Po założeniu butli, sprawdzeniu poprawności działania, trzeba było po schodach wdrapać się na wał i z niego zejść już bezpośrednio do morza. Wszystko elegancko przygotowane. Zejście skonstruowane specjalnie dla nurków, schody, metalowe antypoślizgowe, poręcze, pomost. Super. Było nas czterech: Adam, Marcin, Robert i ja. Okazało się, że Adam dostał własnego przewodnika, Marcin dostał własnego przewodnika, a my z Robertem własnego, ale na dwóch. W sumie powinniśmy zapłacić mniej, ale o tym później.
POD WODĄ
Ruszyliśmy do wody. OK-ejki i pierwsze spojrzenie przez szkło maski. Słabo. Widoczność nie rozpieszczała. Wahała się pomiędzy 3 a 5 metrów. I tak lepiej niż w niejednym jeziorze w Polsce, jednak to wciąż słabo. Nurkowanie miało być niezbyt głębokie. Mieliśmy poruszać się do głębokości 15 m i tak w istocie było. Temperatura wody wynosiła 22 C.
Niedosyt spowodowany słabą wizurą został zrekompensowany bogatą fauną Morza Północnego. Już po chwili w jednej z jam zobaczyłem sporego homara. Kawałek dalej kilka krabów kieszeńców i wiele małych ryb. Płynęliśmy dalej ustawiając parametry w naszych aparatach. Już po chwili znów widziałem homara. Zaciekawiło mnie to, bo takich okazów podczas jednego tylko nurkowania tutaj spotkałem około dwudziestu, a to więcej niż na wszystkich nurkowaniach zrobionych do tej pory i razem wziętych.
HOMARY
Homarus gammarus (łac.) zwany najczęsciej po prostu homarem jest często mylony z langustą. Różnica jest zasadnicza, bo homar pospolity (Nephropidae, czasem Homaridae) zaliczany do rzędu dziesięcionogów, jedną parę odnóży przekształcił w duże szczypce, a langusta szczypcy takowych nie posiada. Ciekawostką był fakt, że przechadzały sie one za dnia, a są to zwierzęta prowadzące nocny tryb życia. Mogliśmy je oglądać i fotografować ze wszystkich stron, najczęściej ustawiały się jednak w postawie obronnej, czyli szczypcami do przodu.
Homary są mięsożerne. Żywią się martwymi rybami, małżami i robakami.
Dorastają do 65 cm długości, przy czym 4 pary odnóży są niewielkie w porównaniu z całym ciałem homara, a szczególnie ze szczypcami, z których jedne służą do cięcia i mają jakby naostrzone brzegi, drugie zaopatrzone w ząbki (jednorzędową tarkę) służą do miażdżenia i kruszenia muszli, czy kości. Na głowie posiadają 2 pary czerwonych czułków nierównej długości. Największe okazy mogą ważyć nawet do 5 - 6 kg i własnie takie tu oglądaliśmy. Najczęściej występują do 50 metra głębokości, jednak bytują również głębiej, nawet do 150 m. Nasze znaleziska zadomowiły się znacznie płycej.
INNI PRZEDSTAWICIELE FAUNY
Prócz królujących dziesięcionogów spotkaliśmy również pomarańczowo-czerwone ukwiały, rybki z rodziny ślizgowatych, małe flądry, różne gatunki krabów, meduzy, pojedyncze ślimaki, czy krewetki. W świetle lamp po raz kolejny okazało się, że podwodny świat jest niezwykle barwny, że mnóstwo tu pomarańczy, różów, czy różnych odcieni czerwonego i brązowego. Występuje kolor niebieski i szary, jest zielony i żółty. Nurkowanie z oświetleniem wydobywa z podwodnego świata, pełnego różnorodnych form życia , wyjątkową i piękną kolorystykę, całkowicie nadaną przez Naturę. Do tego przyroda nieożywiona, różnego rodzaju głazy i skały, nierzadko tworzące groty i szczeliny, dają schronienie wielu swoim mieszkańcom. W kilu miejscach natknęliśmy się też na pułapki na kraby, a nawet byliśmy świadkami kłusującego dwudziestokilkulatka (dodam, że Holendra), który zdążył złapać już dwa homary. Kara za jednego to 1000 euro, a tłumaczył się, że dziewczyna chciała zjeść na kolację… Suma sumarum, policji nie wezwano, a homary całe i zdrowe powędrowały do morza.
KONIEC NURKOWAŃ
Po przerwie i ożywionych rozmowach znów ruszylismy pod górkę, przez wał, by zanurkować. Czasem trzeba się napocić, żeby być zadowolonym. No i oczywiście na przejściu trzeba było przepuścić rowerzystów…
Zadowoleni z nurkowań, wypłukaliśmy sprzęt. Na dostępnych wieszakach rozwiesiliśmy go, by trochę odciekł. Usiedliśmy w barze i uzupełniliśmy płyny. Część z nas jako przekąski wzięła hot-dogi, a po stwierdzeniu, że są zjadliwe pozostali poszli w ich ślady. Po niecałej godzince jechaliśmy już do bazy rozliczyć się.
I PRZEKONALIŚMY SIĘ DLACZEGO …
Tu, już na miejscu, nastapiło bardzo wyraźne ożywienie. Okazało się, że podane w sms-ie ceny dotyczyły nie dwóch nurkowań, a jednego. Nagle cena wzrosła nam o 100%. Wywiązała się dyskusja i wcześniej bardzo uprzejmy pan, skierował nas na stronę, z której korzystaliśmy wcześniej szukając kontaktu. Teraz był już tylko minimalnie uprzejmy, tym bardziej, że okazało sie, że strona ta jest dostępna jedynie w języku holenderskim. Po opłaceniu nurkowań chcieliśmy kupić kilka fajnych rzeczy w ich świetnie wyposażonym sklepie. Skończyło się w sumie nieciekawie, bo zapłaciliśmy w końcu (bez wielkich kłótni) tyle, ile chcieli, a w sklepie nie wydaliśmy złamanego centa.
Rerasumując z bazy można jak najbardziej korzystać, ale jedynie w celu nabicia butli lub pożyczenia brakującego (bo sie zapomniało) sprzętu. Miejsca są tak przygotowane i oznaczone, że nie ma najmniejszego problemu, by nurkować tam samem, bez przewodnika. Korzystanie z parkingu i miejsc nurkowych jest całkowicie bezpłatne, a pod wodą jest bardzo ciekawie. Miejsc takich jest kilkanaście. Są też wraki i możliwość głębszych zanurzeń. Osobiście polecam, szczególnie wtedy, gdy nie widzieliście jeszcze nigdy pod wodą homara w pełnej okazałości w środowisku naturalnym.
Wojciech Zgoła 2015-11-10
Tagi: homary, Holandia