Przy liczbie mieszkańców 30.000, tego zależnego od Wielkiej Brytanii terytorium o powierzchni 6,5 km2, Gibraltar należy do jednego z najbardziej zaludnionych obszarów Świata. Biorąc pod uwagę, że ląd wydarty morzu stanowi około 1/10 całkowitego obszaru półwyspu, na 1 km2 przypada 4881 mieszkańców.
Mieszkając w Torremolinos, w Hiszpanii, która wciąż rości sobie prawa do Gibraltaru, nie sposób było nie pojechać na eskapadę na terytorium Wielkiej Brytanii, by na własne oczy zachwycić się widokiem wapiennej Skały Gibraltarskiej (The Rock), wyłaniającej się w miarę zbliżania się do granicy i rosnącej z minuty na minutę. Skała ta wznosi się na wysokość 426 m n.p.m., ma 4,8 km długości, a połączona jest z kontynentem piaszczystą mierzeją. Wykształciła rozwinięte formy krasowe, co potwierdza między innymi obecność 150 jaskiń.
The Rock słynie również, z małp. Jest to jedyne miejsce w Europie, gdzie w stanie wolnym występują małpy - magoty gibraltarskie (łac. Macaca sylvanus). Żyją w prawie niedostępnej górnej części Skały Gibraltarskiej, którą stanowi rezerwat przyrody. Bardzo często schodzą jednak do miasta, gdzie zachowują się, jakby były "panami świata". Uważane za jedną z głównych atrakcji turystycznych, chętnie przyjmują wafelki i inne smakołyki, którymi niestety turyści je dokarmiają. W czasie drogi powrotnej przez miasto mieliśmy okazję podziwiać kilka z nich, a znajomym weszła do samochodu i nie chciała wyjść. Ładne to to z daleka i niebezpieczne z bliska, zawsze może ugryźć.
W każdym razie jadąc płatnymi "starymi" autostradami Hiszpanii (te nowe wybudowane za pieniądze UE są darmowe), zjechaliśmy w końcu, by dojechać do granicznego miasteczka La Línea de la Concepción i zobaczyć kolejkę do przejścia granicznego. Jako, że byliśmy grupą zorganizowaną (z Centrum Nurkowym), przejechaliśmy przez bramę przygraniczną na odprawę (trzeba mieć ze sobą, prócz paszportu, ksero strony ze zdjęciem, które zostawia się na granicy) i dość szybko wpuszczono nas bokiem, poza kolejką. Zyskaliśmy dobre półtorej godziny.
Ciekawostką jest, że przy wjeździe do Gibraltaru znajduje się sygnalizator świetlny (jak na skrzyżowaniu), którego czerwone światło oznacza, że ląduje lub startuje właśnie samolot. Gdy pojawia się zielone, ruch wraca do normy i każdy samochód, bądź pieszy, musi przeciąć pas lotniska, które zostało tu wybudowane, a które nam kojarzy się najprawdopodobniej z zaplanowaną katastrofą i zabójstwem Władysława Sikorskiego w czasie II Wojny Światowej.
Zaraz po przejechaniu lotniska zauważam, że to jedyne miejsce, gdzie w Wielkiej Brytanii panuje prawostronny ruch drogowy. Śmiesznie to wygląda, gdy widzi się samochód z żółtą rejestracją GB i kierownicą po lewej stronie.
Zjeżdżamy na stację benzynową. Tu chwila na rozprostowanie się, możliwość skorzystanie z WC i zrobienia drobnych zakupów spożywczych. Przed nami w końcu 2 zanurzenia, otwarty teren i słońce.
Przejeżdżamy wąskie tunele i zakręty Gibraltaru i po chwili docieramy na nasze miejsce nurkowe. Duży (jak na te warunki) parking znajduje się ponad plażą oddaloną o jakieś 20-30 metrów od tafli wody. Po wyładowaniu sprzętu dla 6 nurków z różnych krajów (Francja, Walia, Grecja, ktoś tam i Polska) podeszliśmy na skraj parkingu, by odbyć odprawę.
Oba miejsca nurkowe znajdowały się właśnie tu, na południowo-zachodniej części półwyspu. Pierwsze na prawo od wejścia, drugie na lewo. Nazwa zatoki to Camp Bay - raj dla nurków wrakowych, bowiem leży ich tu na dnie kilka i to w granicach 9 ? 17 metrów głębokości. Przy czym nurkować można wokół całego Gibraltaru, który prócz ogromnej ilości wraków (zarówno z czasów Napoleońskich, jak i II Wojny Światowej) na tak małym terenie, bogaty jest w życie fauny i flory. Tu bowiem znajduje się jedno z największych, naturalnych skrzyżowań - Cieśnina Gibraltarska. Silny prąd Oceanu Atlantyckiego wchodzący w Morze Śródziemne powoduje, że panuje tu różnorodność gatunków i można zobaczyć również te rzadkie.
Za nami nagie, prawie pionowe ściany The Rock, piękna, słoneczna, listopadowa pogoda. Po skosie przygląda nam się Maroko, a my ubieramy się i sprawdzamy sprzęt. Po chwili schodzimy na plażę, ubieramy płetwy i maski, i kawałek płyniemy po powierzchni. Woda ma tu 18 0C. Gdy wszyscy pokazują OK., zanurzamy się. Widoczność sięga 15 m i jest delikatny prąd. Przed nami "zwiedzanie" 3 wraków (3 Borges). Zostały zatopione bardzo blisko siebie i spoczywają już na dnie trochę czasu, bo obrosły, stając się mieszkaniem wielu morskich stworzeń. Dwa z nich zatonęły przy rozładunku w 1950 roku, a trzeci został zatopiony do stworzenia sztucznej rafy. Zataczamy koło. Oglądamy ośmiornice i mątwy, są ławice ryb które "przelatują" nad naszymi głowami, to z lewej, to z prawej strony. W pewnym momencie spostrzegam Flying gurnard, (łac. Dactylopterus volitans) którą doganiam i przez długą chwilę oglądam i fotografuję. Rozpościera wreszcie swoje "skrzydła" i wpierw wolno, ale widać znudzona moją obecnością, coraz szybciej, oddala się poza granicę widzialności.
Zadowoleni, po około 45 minutach i osiągnięciu zaledwie 15 m głębokości, wynurzamy się i wychodzimy na godzinną przerwę. Dyskutujemy o naszych odkryciach i przy okazji poznajemy język angielski w akcentach francusko-grecko-polskich. Jest zabawnie, a zimna woda, przygotowana dla nas przez Centrum, gasi pragnienie i zmywa smak soli.
Okazuje się, że Skała Gibraltarska w starożytności uchodziła za jeden ze Słupów Herkulesa, a Brytyjczycy zajęli Gibraltar w 1704 roku. Przedtem panowali tu Arabowie. Dowiaduję się też, że w 2002 roku przeprowadzono referendum wśród mieszkańców, którzy w 99% opowiedzieli się za utrzymaniem dotychczasowego statusu Gibraltaru, jako kolonii angielskiej.
Czas mija szybko i po krótkiej odprawie, wchodzimy znów do wody. Przed nami, a raczej pod nami, 2 kolejne wraki: "Batty's Barge" i 482M Cable Layer. Głębokość nie przekracza 17 metrów, więc jest to nurkowanie dla każdego poziomu zaawansowania. Oba zostały zatopione celowo w 1990 roku, by stworzyć sztuczną rafę, co się oczywiście świetnie udało. Chwilami wręcz nie widać, że powierzchnie ponad którymi przepływami nie są naturalnymi tworami przyrody. Wrak 482M jest bardzo duży i częściowo rozczłonkowany. Po pionowych ścianach kadłuba wędrują ślimaki nagoskrzelne, a w różnych zakamarkach pokazują się kraby. Mnóstwo ryb. Znów spotykamy tez ośmiornice. Temperatura wody przy dnie wynosi 15 0 C.
Ktoś z grupy daje znak, że ma dokładnie 100 bar, więc chcąc nie chcąc, wszyscy zaczynamy wracać. Po drodze widzimy sułtanki penetrujące dno i wieloszczety. Dopływamy do skał i penetrując większe dziury światłem szukamy muren, które lubią takie środowisko. Niestety prócz krabów nie udaje nam się znaleźć długich, brązowych ryb. Ale na sam koniec, właściwie na głębokości 1,5 - 2 m napotykamy zakamuflowaną wśród kamieni dna - ośmiornicę. Zastaję dłużej by ją obfotografować ze wszystkich możliwych stron. Trochę się wierci i zmienia układy ciała i barwę. Tło jest zielono szare, bo taką barwę mają kamienie. Głowonóg nie spuszczając nas z oczu, odpływa w końcu na głębszą wodę i choć wciąż jeszcze widoczny, zostawiamy go w spokoju.
Wychodzimy na parking i opowiadając sobie o własnych odczuciach na gorąco, pakujemy się do busa i wyruszamy w drogę powrotna do Hiszpanii. Tym razem mamy jechać przez miasto, które warte jest obejrzenia. Starówkę zdobią pozostałości zamku Moorish Castle, pochodzącego z VIII w, a przebudowanego przez Arabów w XIV w. Niedaleko znajduje się Stare Molo, które zbudowano w 1309 roku. Jest też katedra katolicka, ratusz, synagoga i Muzeum Gibraltaru (Bomb House Lane), w którym warto zobaczyć choćby długi i szeroki na 30 m model półwyspu. Warto też dotrzeć do Alameda Gardens (kompleks parkowy), wsiąść w kolejkę linową i dostać się na Signal Station (395 m n.p.m.) skąd pieszo blisko już na Małpia Skałę. Chętni mogą oczywiście wybrać się pieszo drogą Queen?s Road. Gdy znajdziemy się na szczycie, poniżej niego znajduje się jaskinia St. Michaels Cave, w której podziwiamy piękne stalaktyty i stalagmity. Dla tych, którzy nabyli bilety i wjeżdżali kolejką ? niespodzianka - wejście gratis! Ci, co się namęczyli wchodząc na własnych nogach - muszą teraz wysupłać "grosz", by wejść do jaskini.
Po tej krajoznawczej wycieczce przez środek Gibraltaru, po spotkaniu z tutejszymi małpami, docieramy na koniec kolejki do granicy. Okazuje się też, że tutejsza legenda głosi, że Brytyjczycy będą tak długo w posiadaniu półwyspu, jak długo będę tu małpy. Stąd do ich obowiązków należy karmienie magotów i dbanie, by populacja 5 rodzin żyła i rozmnażała się.
Czekamy niespełna godzinę i pełni nowych wrażeń wracamy autostradami do Torremolinos. Dzięki tej eskapadzie w logbooku mogę spokojnie odnotować, że nurkowałem w Wielkiej Brytanii, nie nawiedzając Wysp! Warto było i spokojnie mogę polecić tamtejsze nurkowiska.
Wojciech Zgoła 2011-04-13
Tagi: gibraltar, nurki