Państwo, które od lat odwiedzają nie tylko polscy turyści, cieszy się niesłabnącym entuzjazmem. Wielu właściwie każde wakacje spędza dokładnie w tym samym miejscu, np. na wyspie Vis, Hvar, czy w pobliżu Parku Krka.
Chorwacja, bo oczywiście o niej mowa, jest ciekawa i bogata turystycznie w całej rozciągłości swojego kraju. Każdy będzie miał tutaj co robić. Rowery, piesze wycieczki, historia zabytków i miejsc i wreszcie żeglarstwo i nurkowanie. Jest w czym wybierać.
Jakiś czas temu, a musze przyznać, że generalnie jestem zwolennikiem odwiedzania nowych miejsc, pojechałem w większej grupie znajomych na półwysep Istria. Słynny zarówno z wraków, jak i z zabytkowych, i malowniczych miasteczek.
Stacjonujemy na dużym campingu w okolicach Puli, którą zwiedzamy. Jest koniec kwietnia i z bazami nurkowymi wcale nie jest tak kolorowo. Nic nie rezerwowaliśmy więc szukamy trochę po omacku. Następnego dnia umawiamy się na dwa zanurzenia. W perspektywie są wraki, ale wszystko zależy od pogody.
Jest nas spora grupka o różnych umiejętnościach. Robimy check dive schodząc do głębokości 20 m. Wraz z Robertem fotografujemy. Widoczność nie zadowala, ale też nie zniechęca. Jest mniej więcej na poziomie 10 m. Pływają rybki, są ślimaki nagoskrzelne i wieloszczety.
Drugie miejsce jest ciekawsze. W przerwie chłoniemy promienie słoneczne i pijemy gorącą herbatę. Na dworze jest cieplutko, temperatura dochodzi do 30 C, ale pod wodą jest od 15 C przy powierzchni do 12 C na dnie. Zimno. Mam piankę 5 mm+7 mm, kaptur i rękawice.
Nie chcemy pływać z całą grupą, więc odłączmy się z Robertem uzgadniając to z przewodnikiem wcześniej. Od razu przychodzi spokój. Nie ma ludzi, których nie znamy, nie mącą wody i można powisieć w jednym miejscu ile się chce. Jest grota i pionowe ścianki schodzące do prawie 30 metrów. Znajdujemy ślimaki, kraby, rozgwiazdy i inne typowe dla Morza Śródziemnego. W toni pływają różne ryby, a my po godzinie, lekko szczękając zębami bezpiecznie się wynurzamy.
Nie jesteśmy zadowoleni z bazy. Mają nas w głębokim … poważaniu. Niestety inna, zlokalizowana niedaleko i prowadzona przez Niemców, ma następnego dnia komplet i nie może nasz przyjąć. Zwabieni możliwością nurkowania na wraku torpedowca decydujemy się pozostać z tym samym centrum nurkowym. Po porannym pojawieniu się w porcie okazuje się, że wyjazd na wrak jest odwołany ze względu na wiatr. Płyniemy łódką w inne miejsce, gdzie wskakujemy do wody i zanurzamy się w większej (niestety) grupie. Przekraczamy granicę 30 m głębokości. Penetrujemy ścianki i zwiedzamy mini kanion. Znajdujemy wbity maszt po jakimś statku i nieliczne fanty. Widoczność oscyluje w granicach 10 m. Następne zanurzenie jest przy bazie i zostaje nazwane zwyczajowo „home reef”. Organizator naszego campingowania – Rafi – zna chorwacki i zagaduje, by właściciel pokazał nam miejsce pełne amfor, o których wspominał wcześniej. Nurkujemy w małych grupkach i gdy większość wchodzi już do wody, Rafi nie daje za wygraną i przyciska Chorwata, który w końcu pokazuje nam machając ręką, że jest to w tym obszarze i na głębokości kilkunastu metrów. Podejmujemy wyzwanie i we czterech przeczesujemy piasek goniąc chwilami małe flądry. Towarzyszy nam kilka gatunków niewielkich ryb. Mija dosłownie 10 minut i znajdujemy delikatnie wystające fragmenty amfor. Jest ich mnóstwo. Zapewne drewniany statek, który rozbił się w pobliżu znikł bezpowrotnie. Niektóre większe części mają widoczne ucha, szyjki i dzióbki, czy jak to się nazywa. Bez podpowiedzi, rzeczywiście trudno znaleźć to miejsce, bo piasek, który się przeczesuje nie zachęca bogactwem życia, a i zmącić go płetwami łatwo.
Dzień przerwy od nurkowania spędzamy na wycieczce statkiem. Popijamy rakiję i obserwujemy strome brzegi we wschodniej części półwyspu. Duża część Istrii jest górzysta, a miasteczka usytuowane na wysokości linii brzegowej Adriatyku bardzo malownicze. Dobijamy do Rovinji i zatracamy się w zabytkach, targu, przekąskach i widokach. To jedno z ładniejszych miast, zbudowane w naturalnie wkomponowanym okręgu mini półwyspu, oblane z 3 stron wodami Adriatyku. Polecam wszystkim, którzy zwiedzać będą Istrię.
Następny dzień to zmiana bazy nurkowej na tę niemiecką. Wstępne obawy szybko mijają, bo właściciele okazują się bardzo miłymi ludźmi. Mają szybką motorówkę, z której nurkujemy. Jedno z miejsc szczególnie przypada nam do gustu. Spotykamy kongery i dwa rekiny psie – moje pierwsze w Morzu Śródziemnym. Są niestety bardzo nieufne, kryją się między skałami i niedostępnymi półkami. W dostrzeżeniu pomagają nam latarki, ale zdjęcia nie udaje się zrobić. Za to napotykamy w ostatnim momencie świetnie zakamuflowaną skorpenę. Jest duża, może mieć nawet ze dwadzieścia kilka cm długości. Na jedno z płytkich nurkowań zabieram moich synów. Jednego mam w parze ja, drugiego ogarnia przewodnik. Spotykamy ślimaki zwane zającami morskimi, kraby i różne, mniej lub bardziej żwawe rybki. Nurkowanie dzieciaków zawsze jest radosne, bo są one rzeczywiście zainteresowane światem pod wodą. Chcą dotykać wszystkie żyjątka, oglądają powiększone przez wodę obrazy, zatrzymują się nagle i grzebią w piasku, albo wydmuchują wodę z maski. Trzeba mieć je na oku, bo mogą nam nagle bezwiednie odpłynąć .
Ten największy półwysep Adriatyku słynie z upraw winorośli i oliwek. Chorwackie sery, wina i oliwki wybornie smakują w cieniu pinii ze wzrokiem utkwionym w niebiesko-zielonej lagunie.
Z Polski jest tu całkiem niedaleko. Droga samochodem zajmuje jakieś 10-12 h jazdy. Istrię polecam.
Wojciech Zgoła 2016-04-20