Jakiś czas temu wybrałem się nad Morze Czerwone, ale jakoś nie miałem ochoty na Egipt i wybrałem osławiony Ejlat, położony nad Zatoką Aqaba pomiędzy Jordanią, Egiptem i na przeciw Arabii Saudyjskiej. Po każdym wynurzeniu można było spoglądać na jeden lub wszystkie z wymienionych krajów, bo kawałek wybrzeża jaki należy do Izraela jest malutki. Samych nurkowań miałem zaplanowanych kilkanaście, w tym jedno w miejscu atrakcji podwodnego spotkania z delfinami.
Początek to dokumenty i ubezpieczenie, kluczyk do szafki i ogólne zapoznanie się z tym, gdzie co jest i jakie panują zwyczaje. Nurkowałem z jednym z większych centrów, które obsługiwało jednocześnie kiludziesięciu nurków z różnych stron świata. Takiego tłoku raczej nie lubię i trochę obaw, nie ukrywam, miałem. Potwierdziły się podczas pierwszego zanurzenia. Zostałem dodany do grupy świeżo upieczonych AOWD. Przewodniczka zakomunikowała, że pływamy 2-3 metry nad rafą i nie zbliżamy się do niej. Skwitowałem to lekkim uśmiechem, bo jak tu robić jako takie zdjęcia z 3 metrów odległości? Nie za bardzo zastosowałem się do tego nakazu i kilka razy przewodniczka skinieniem pokazała bym równał do jej poziomu.
Ale to jeszcze nic. W 15 minucie okazało się, że ktoś z grupy pokazał, że zużył już połowę zapasu powietrza i trzeba wracać. Nie powiem, że się nie zdenerwowałem. Nurkowanie trwało dwadzieścia kilka minut i gdy ledwo co wyszedłem z wody, na spokojnie spróbowałem na nich nakrzyczeć. Poszedłem do "centrali" i zapytałem o bardziej zaawansowaną grupę. Dostałem się do niej. Nowy przewodnik, uprzedzony przez koleżankę, od razu przy odprawie powiedział, że mogę odpływać na 5 m i czuć się swobodnie. Rzeczywiście na nurkowaniu było zupełnie ciekawie, dopóki komuś w 15 minucie zostało niespełna 100 bar i trzeba było wracać.
Zdecydowałem się na nurkowania indywidualne i od tego momentu było już rewelacyjnie. Miałem możliwość wybierania miejsc nurkowych, a przewodnicy chętnie ze mną nurkowali, bo się relaksowali. Co innego grupa 4-6 osób, a co innego samotny polski nurek rec ;)
Zaliczyłem jeden fajny i duży wrak, Japanis Garden, rafę i zanurzenie nocne.
Osławione nurkowanie z delfinami polecam jedynie osobom, które nigdy nie miały styczności z tymi ssakami, a w ogóle bardziej polecam snorkling niż nurkowanie. Zwierzaki wolą poszaleć na wodzie i tam jest ich więcej. Bardzo ważny jest dobór przewodnika. jeśli pracuje około 2 lub więcej lat jest prawie pewne, że jakiś delfin podpłynie na wyciągnięcie ręki i pozabawia się ze znaną sobie przewodniczką. W innym przypadku żaden delfin może nie podpłynąć i (za) drogie nurkowanie z delfinami odbędzie się bez delfinów.
Nie wolno ich oczywiście dotykać, nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów, ani płynąć w ich kierunku. Ciekawostką jest, że żyją one w Morzu Czerwonym, ale są odgrodzone specjalną siatką, przez którą mogą przepływać inne mniejsze ryby. Pod tym względem jest dobrze, bo po drodze są np. błazenki, czy inni kolorowi mieszkańcy morza. Aparat, czy kamerę trzeba zostawić na brzegu. Żadnych szans na zabranie którejś ze sobą, nawet za dopłatą.
Izraelski Ejlat śmiało mogę polecić. Na lądzie równie dobre warunki, zero zaczepek handlarzy, czysto i bezpiecznie, brak prohibicji, a z Warszawy jest bezpośredni lot.
Wojciech Zgoła 2013-05-10
Tagi: eljat, izrael