Niewielki zbiornik wodny z kategorii tych w ogóle nieznanych lub bardzo mało znanych jezior w Polsce. Jakiś czas temu powiedział mi o nim Andrzej, z którym się tam wreszcie wybrałem. Był listopad. Liście leciały z drzew, a na dworze przeszywające powiewy wiatru. Pogoda nie zachęcała, jednak w czasie potrzebnym na spotkanie się w Poznaniu i dojechanie do miejsca nurkowego, znacznie się poprawiła. Wyjrzało nawet słońce.
Jezioro Wronczyńskie Wielkie, zwane również Dużym (współrzędne: 52°30'26"N i 17°11'50"E), bo jest jeszcze Małe, można osiągnąć jadąc do Pobiedzisk i skręcając na Wronczyn, Tuczno. Niezła trasa na wypad rowerem.
Wraz z Andrzejem dotarliśmy dość wcześnie. Gdzieś w oddali pracowali drwale, a grupki młodzieży harcerskiej uczestniczyły w jakiś zadaniach.
Podchodząc do wody zobaczyliśmy, że z góry widoczność wygląda zachęcająco.
Wyładowaliśmy sprzęt i zaczęliśmy go składać, by po chwili ze spokojem założyć suchary, wciągnąć kaptury i rękawiczki. Sprawdziliśmy wszystko i samochód został zamknięty.
Wszedłem pierwszy, bo na płyciźnie chciałem zrobić sesję zdjęciową butom pływającym po wodzie. Delikatna bryza powodująca marszczenie tafli jeziora skutecznie przeszkadzała, jednak w końcu, po udanej próbie, wykąpane buty powędrowały w trzcino-krzaczki przy brzegu. Miałem nadzieję, że nie dostaną nóg i zaczekają na nasze wynurzenie.
Nigdy wcześniej nie byłem w tym akwenie, zatem liczyłem na Andrzeja dzierżąc w rękach nieodzowny aparat. Bardzo rzadko ruszam się bez niego pod wodę.
Po zanurzeniu naszych głów, usunięciu zbędnego powietrza z kamizelek, delikatnym dopompowaniu do skafandrów, zaczęliśmy płynąć tuż nad piaszczysto-mulistym dnem.
Samo jezioro jest położone malowniczo, w zagłębieniu doliny Warty, pośród lasów i w niedalekiej okolicy innych, takich jak Jezioro Biezdruchowskie, Jerzyńskie, czy np. Jezioro Tuczno. Ciąg jaki stanowią, a w sumie jezior jest 14, wydaje się świetnym do uprawiania turystyki kajakowej. Okolica zaś latem zapełnia się biwakowiczami, rowerzystami i wszelkiego rodzaju entuzjastami przebywania na łonie Natury.
Kontynuujemy swoją podwodną podróż, a ja coraz bardziej wytrzeszczam oczy w poszukiwaniu ryb. Widoczność jest dużo gorsza niż nam się wydawało. Wynosi jakieś 3 metry, a w wodzie unoszą się tysiące drobinek ciał stałych. Napotykamy ślimaki i raki amerykańskie. Te ostatnie są jakby brudne i mało ruchliwe. Zataczamy półkole i docieramy bliżej brzegu, gdzie jest całkiem ciekawie. Konary drzew i większe gałęzie pokrywają glony. Jest coraz więcej śmieci. Butelki, puszki, plastiki i wiele innych. Znów są raki.
Obserwujemy dziwnie proste linie zarysowane po miękkim dnie. To ślady sieci rybackich, zagarniających wszystko po drodze. Ryb wciąż ani śladu, ale nie ustajemy w rozglądaniu się, penetrowaniu i przeszukiwaniu najbliższej okolicy.
Jezioro Wronczyńskie Wielkie ma powierzchnię 37,6 ha, 1 km długości i jest jeziorem płytkim. W ciągu ponad godzinnego nurkowania nie przekraczamy głębokości 5 m.
Wpływamy w trzciny. W takich miejscach lubią przebywać szczupaki zawieszone w toni i buszować liny. Nie zauważamy nawet cienia wymienionych ryb. Co więcej, nie ma także wszędobylskich okoni. Nawet tych najmniejszych, które lubią podążać śladem nurków, przeglądając wszystko, co dotkniemy specjalnie, czy nieopatrznie.
W końcu zaczynamy wracać. Trzymamy się blisko brzegu na głębokości około 2,5 m. Wciąż wszędzie leżą śmieci. Stare i tegoroczne. Aż się człowiekowi robi smutno na sercu, ale co począć? Sorry takich mamy ziomków, że tak powiem parafrazując słynną minister.
Po wynurzeniu buty wciąż na mnie czekają. Na gorąco, choć jest zimno, rozprawiamy o naszym właśnie zakończonym zanurzeniu. Zastanawiam się, czy tu jeszcze kiedyś wrócę. Pewnie nie, jednak nie zmieniam zdania i nadal chcę każdego roku poznawać nowe miejsca nurkowe, nie koniecznie w tych najbardziej słynnych jeziorach, ale również w takich mniejszych, niezauważanych, które również mają swoje tajemnice.
Artykuł ukazał się w lutym 2015 w wydaniu Magazynu Nuras.info
Wojciech Zgoła 2015-04-22
Tagi: wroczyńskie