Przemierzając różne zakątki Świata, staram się wędrować niekoniecznie szlakami turystycznymi.
Choć pierwsze miejsce w planie zajęć zajmuje nurkowanie, to jednak pod wodą dziennie można spędzić mniejszą część doby i wiele godzin pozostaje na lądowe eksploracje.
Zaciekawiają mnie koty. Kiedyś siedząc w knajpie na wolnym powietrzu i delektując się super zimnym napojem, bo słońce maltańskie potrafi zaszaleć, spostrzegłem nagle kota.
Wcześniej go nie wiedziałem, a zdążyłem zamówić upragnioną kinnie z lodem i kawałkiem pomarańczy, zdążyłem ją dostać i zdążyłem skosztować. A kot spał sobie w donicy zaledwie metr ode mnie. Wybrał sobie zacienioną część pod palmą i na pierwszy rzut oka wydawał się nieżywy. Pstryknąłem mu fotkę i zdałem sobie sprawę, po raz kolejny zresztą, ile rzeczy, obrazów, czy sytuacji umyka nam sprzed nosa.
Jakoś od tego czasu staram się podpatrywać koty. Robię to jednak tylko przy okazji, a nie specjalnie.
Czasem są wychudzone, zlęknione i gotowe do natychmiastowej ucieczki. Innym razem pozwalają do siebie podejść, jakby nas nie zauważały. Zawsze w jakimś procencie pozostają dzikie i niezależne. Nawet te domowe. Wydają się ospałe, gdy nagle podrywają się, by zaatakować przelatującą muchę. Są nieokiełznane i nieprzewidywalne, a w mgnieniu oka potrafią zmienić się z maskotki w tygrysa. Samce walczą o terytorium, a samice wychowują potomstwo. Gdy sobie upatrzą ptaka potrafią wspiąć się na wyżyny, by go pochwycić. Lubię obserwować skradającego się kota, gdy walczą w nim cierpliwość z niecierpliwością i często zaskoczenie z nieudanego połowu mimo wrodzonych: umiejętności, przebiegłości, elastyczności i zwinności.
Pręgowane, puszyste, zielonookie, aksamitne, dystyngowane, rude, w skarpetkach, łaciate, jedwabiste, dachowe, mruczące, z pazurami, półdzikie i spadające zawsze na cztery łapy. Koty, które gdzieś tam spotkałem.
Wojciech Zgoła 2013-02-22
Tagi: koty