Wieczorem dojeżdżamy do Qawry, gdzie mieszkamy. Znajdujemy sympatyczną knajpkę i wypełniamy żołądki maltańskimi przysmakami.
Następnego dnia od rana nurkuję w Cirkewwa. Wracam około 14-ej i ledwo udaje nam się zdążyć na ostatni, piętrowy autobus, którym w ciągu 3 i pół godziny objeżdżamy północną Maltę. W Sliemie mamy przesiadkę, a w tym czasie po swojej lewej stronie podziwiamy La Vallettę. Widok z drugiej strony zatoki, szczególnie z miejsca obok hotelu Fortina i dodatkowo, np. przy zachodzie słońca, jest rzeczywiście porywający. Panorama stolicy z jej murami obronnymi, wieżami kościelnymi i kilkusetletnim bagażem historii budzi szacunek.
Dalej przez Msidę dojeżdżamy do Valletty, którą oglądamy od zewnętrznej strony, by na chwilę zatrzymać się u podnóża ogrodów Barrakka i popatrzeć na zatokę i Trzy Miasta. Docieramy do Mosty i kontynuujemy podróż, ale najciekawsze są wąskie drogi pośród pól i wsi. Nasz autobus ledwo mieści się pomiędzy murkami, a zjeżdżającymi na pobocza samochodami. Jest tak wąska, że nie ma możliwości, aby zmieściły się dwa przejeżdżające samochody na raz. Obserwujemy ich małe pola uprawne, poprzedzielane często stertami równo poukładanych kamieni. Te ostatnie, najczęściej bez spoiwa (cementu), tworzą charakterystyczne murki, obecne na całym archipelagu. Gdzieniegdzie wystają cytryny i pomarańcza. Niektóre z opuncji mają owoce, a czerwone, soczyste truskawki wiszą grzecznie na krzaczkach, czekając na swoją kolej do pożarcia.
Po 18-ej docieramy do hotelu i po chwili wytchnienia zaliczamy kolejną knajpkę.
Czwartek mamy szczegółowo zaplanowany. Na śniadanie z własnymi pomidorami schodzimy grubo po ósmej. Nie spieszymy się i po 10-ej docieramy do Mediterraneo Marine Park. Nie powala może wielkością, ale jest interesujący, a w okresie od maja do października, obok znajduje się jeszcze wodny park Splash&Fun z basenami i zjeżdżalniami. Jest marzec, więc atrakcja ta jest zamknięta. Na terenie Śródziemnomorskiego Parku Wodnego najpierw odwiedzamy gady i płazy, pośród których znajdują się między innymi żółw długoszyi, bazyliszek, czy boa dusiciel.
Na razie w parku jest tylko nas dwóch. W takim składzie mamy spotkanie z papugami. Opiekunka opowiada o ich upodobaniach i zwyczajach. Okazuje się, że niecałe 2 miesiące temu wykluła się im z jaja papużka, którą matka odrzuciła po kilku dniach, ale pracownicy byli na swoim posterunku i ją uratowali.
Dochodzą kolejni turyści i jest nas kilkanaście osób. Uczestniczymy w pokazie Lwów Morskich. Są usłuchane i bezproblemowo wykonują zadania. Dochodzi 13-ta i zasiadamy na pokazie kulminacyjnym. Przed nami delfiny. W sumie w parku jest ich osiem, bo niedawno na świat przyszły trzy małe ssaki. Zwierzęta prezentują się świetnie. Mają bardzo dobry kontakt z opiekunami. Wyskakują wysoko ponad powierzchnię wody, "chodzą" na ogonach i pływają na plecach. W sezonie letnim można z nimi popływać, ale jeśli ktoś decyduje się na taką kąpiel musi dużo wcześniej rezerwować miejsce, bo dziennie wpuszczanych jest tylko 10 osób. Delfiny wspaniale sprawdzają się też w terapii np. dzieci z porażeniem mózgowym. Mój ojciec jest zachwycony, pierwszy raz widzi wszystkie te stworzenia na żywo i do tego na wyciągnięcie ręki.
Udajemy się teraz do Rabatu, miasteczka, w którym przez około 3 miesiące przebywał św. Paweł oraz św. Łukasz. Parkuję białe Punto i zgrabnymi uliczkami prowadzę do groty Apostoła Narodów. Jest otwarta i schodzimy do jej wnętrza. Tutejszy, sympatyczny kustosz, opowiada historię miejsca.
Pyta też skąd jesteśmy, gdy mówię, że z Polski, okazuje się, że był u nas na pielgrzymce. Zwiedził Kraków, Katowice, Oświęcim i Częstochowę.
Przechodzimy do kościoła św. Pawła, który wzniesiono z końcem XVII wieku, bezpośrednio nad słynną grotą. Ciekawostką jest, że nasz papież JP II modlił się tu podczas swojej wizyty na Malcie w 1990 roku. Maltańczycy tak się ucieszyli, że Głowa Kościoła dostrzegła małą Maltę, że umieścili tablicę upamiętniającą Jego wizytę. Niedaleko stąd znajdują się katakumby św Pawła, które oglądamy tylko z za ogrodzenia. Podziwiamy za to duże drzewo fikusa, z lewej strony przed wejściem.
Na ulicy kupujemy tutejsze smakołyki cukiernicze. Miasteczko przygotowuje się do Fiesty z okazji św. Józefa. Ulice i domy zmieniają swój wygląd. Maltańczycy bardzo hucznie świętują nie tylko lokalnie. Wcale się tego nie wstydzą, a władze państwowe i samorządowe zawsze zezwalają na przejścia i imprezy towarzyszące, włączając się osobiście.
Przechodzimy dalej w kierunku byłej stolicy Malty, do Museum of Roman Antiquities, które powstało wokół znaleziska odkrytego w 1881 roku. Okazało się, że za czasów rzymskich Rabat i Mdina stanowiły jedno miasto o nazwie Melita. Muzeum jest małe, ale warto tu wejść, chociażby dlatego, by oglądnąć imponujące mozaiki, popiersia, amfory, czy inne starożytne przedmioty.
Idąc dalej na prawo parkiem wśród drzew i krzewów, dochodzimy do Głównej Bramy Mdiny. Niegdysiejsza stolica Malty, okolona wysokimi i grubymi murami, zachowała swoją dawną atmosferę. Miasto to zwane "The Silent City" (milczące miasto) zamieszkuje około 300 osób, a z murów północnej strony rozpościera się panoramiczny widok na wyspę. Widoczne przy dobrej pogodzie, w oddali, majaczy Morze Śródziemne. Mdinę wzniesioną na wzgórzu zalicza się do najpiękniejszych w Europie średniowiecznych miast.
Moim zdaniem Rabat i Mdina powinny być obowiązkowym punktem programu zwiedzania Malty. Dodam, że właśnie w Rabacie znajduje się jedna z najlepszych restauracji serwujących królika - przysmak na Malcie. Również i my, po zmroku, ulegamy króliczej pokusie.
Następny dzień należy do Gozo. Nurkowania organizujemy tak, by zabrać również mojego ojca. Śniadanie jemy o 7-ej, by zdążyć na jeden z pierwszych porannych promów, które odchodzą z Cirkewwa. Po drodze podziwiamy wyspę Comino ze słabo widoczną Błękitną Laguną.
Po dotknięciu wyspy Gozo oponami naszego nurkowego trucka, kierujemy się do Dwejra Point. Tu znajduje się słynne Azure Window - niesamowity twór skalny, przez który przepływa morze. Jest tu kilka świetnych miejsc nurkowych.
Panuje rewelacyjna pogoda. Temperatura powietrza dochodzi do 20 st. C w cieniu, a woda ma stopni 15. W przerwie między nurkowaniami posilamy się w otwartych już o tej porze roku barach. Wędrując po skałkach i omiatając wzrokiem okolicę, widzimy zapierający dech w piersi widok. Są klify, zatoczki i niewiarygodna rzeźba terenu.
Po powrocie, żegnając się z podwodnymi tajemnicami archipelagu rozliczam się z centrum, płuczę sprzęt w słodkiej wodzie i rozwieszam na balkoniku.
Na kolację wybieramy bar z pizzą. Niestety nie trafiamy najlepiej i owa pizza zostaje najgorszym posiłkiem, jaki jedliśmy tu w czasie całego pobytu. Gdyby ktoś wybierał się na dobrą pizzę polecam miasto Mellieha - Maritim Hotel - palce lizać!
Sobota jest naszym ostatnim, pełnym dniem. Rozpoczynamy wcześnie rano i zaraz po śniadaniu jedziemy do Zurieq. Kupujemy bilety i typową, maltańską łódką udajemy się na rejs do Blue Grotto. Jestem tu nie pierwszy raz. Znam miejsce jako tako, bo nurkowałem w okolicy parę razy, ale nigdy nie starczyło czasu na grotę.
Wygląda świetnie. Jest to właściwie zespół grot i zagłębień. Z daleka "obserwuje" nas Filfla, a my z aparatami fotograficznymi w dłoniach, odkrywamy nakreśloną ręką Stwórcy Blue Grotto. Morze pracuje i ogarnia również, mniej lub bardziej, skały ponad swoją powierzchnią. Promienie słońca wpadają pod różnym kątem i do tego ten lazur wody …
Bardzo fajne miejsce, szczególnie dla każdego kto lubi również naturę nieożywioną. W Zurieq zabawiamy w sumie około 2 godzin. Odjeżdżając kierujemy się do zespołu megalitycznych świątyń. Zatrzymujemy się jednak po drodze i podziwiamy widoki z góry, na którą zdążyliśmy się wdrapać samochodem. W międzyczasie ojciec chwyta jeden z owoców opuncji i jej nierzadkie kolce (włoski) wchodzą mu w dłoń. Zrywa się je tylko w grubych, skórzanych rękawicach… Nie zdążyłem mu napomknąć … W każdym razie z okularami na nosie precyzyjnie usunął większość podczas dalszej jazdy.
Docieramy do parkingu przed budynkiem. Tu znajduje się wejście na teren świątyń Hagar Qim i Mnajdra. Zaczynamy od krótkiego filmu w kinie, który świetnie wprowadza widza w klimat sprzed kilku tysięcy lat. W ogóle okazuje się, że położenie obu megalitycznych świątyń jest bardzo romantyczne. Poruszając się między nimi wyznaczoną trasą idziemy klifowym brzegiem, pośród bujnych w tej chwili traw, kwiatów i krzewów. Spacerując pośród kamieni, przypatrujemy się też wygrzewającym się w słońcu jaszczurkom.
Ktoś kiedyś poustawiał te wielkie kamienie budując tu świątynię. Największy z głazów mierzy 7 m x 3 m. Maltańczycy zdecydowali się ochronić zabytki, od bezpośrednio padających promieni słonecznych i deszczu, rozkładając nad nimi wielkie namioty.
Właśnie w Hagar Qim znaleziono posążek (zdjęcie w pierwszej części tekstu) "Wenus z Malty". Oglądaliśmy go w Vallecie, w Muzeum Archeologicznym. W oddali na tle Morza Śródziemnego i nieboskłonu prezentuje się oddalona o 10 km wyspa Filfla. Ciekawostką jest, że występuje na niej (i tylko na niej) endemiczny gatunek jaszczurki zielono-czerwono plamistej.
Teraz w porze późnego obiadu jedziemy na wschód Malty. Tu, w okolicy Marsaxlokk Bay, spotkali się w 1989 roku prezydenci USA i Rosji, George Bush i Michaił Gorbaczow, by ogłosić koniec zimnej wojny.
Miejsce to słynie również z targu rybnego (najtańsze ryby na Malcie) i z wyśmienitych, rybich restauracji. Takie ryby jak Dorada, Grouper, czy miecznik, grillowane i podawane z cytryną, i pieczonymi ziemniaczkami, zaspokoją najwybredniejsze gusta.
Spacerując podziwiamy charakterystyczne maltańskie łodzie. Wiele z nich jest teraz konserwowanych przed rozpoczynającym się niebawem sezonem. W oddali prezentuje się też nowoczesny port.
Późny wieczór spędzamy na pakowaniu, bo wcześnie rano musimy oddać samochód, przejść odprawę i odlecieć do Polski.
Wojciech Zgoła 2012-04-05
Tagi: malta