Hawaje to wiele wysp i można by rzec, wiele rajów. Przelatując w ciągu kilkudziesięciu minut pomiędzy największymi z nich często widać tęczę, delikatną mgłę, błękit wody, a czasem ogon wieloryba.
Będąc już na wyspie Maui, zaplanowałem dość intensywnie czas. Średnio po 3 nurkowania, wypad na wyspę Molokini, wizyta na najwyższym wulkanie, łapanie hawajskiej atmosfery.
Zastanawiałem się też nad wycieczką, na której ogląda się wieloryby. Przypływają na Hawaje jesienią i zostają mniej więcej do kwietnia. W tym czasie rodzą się małe, które trzymają się blisko swoich mam.
Wybór
Przeanalizowałem ilość czasu, zasięgnąłem języka i stwierdziłem, że popłynę w rejs na wyspę Molokini, specyficzną, bo w kształcie księżyca i z zakazem wchodzenia na nią, bo jest to rezerwat przyrody. Za to można przy niej pływać i nurkować. Zaufałem firmie Maui Diamond II.
Zasada jest prosta, jeśli po drodze spotkamy wieloryby, nie wolno skakać do wody. Silniki dostają komendę stop i cała ferajna obserwuje wale. Po przypłynięciu na miejsce i rzuceniu kotwicy nurkujemy. Jeśli wtedy podpłyną wieloryby można się do nich zbliżać.
Księżycowa wyspa
Na statku są też snorklerzy. Po krótkim briefingu wskakujemy do wody, która natychmiast mnie otula. Jest ciepło, temperatura wynosi 26 C. Największym szokiem „in plus” jest widoczność. Wynosi dobre 50 metrów. Obracając się wokół własnej osi ogarniamy 100 m oceanu. Niewiarygodne i oszałamiające. Z daleka widać mnóstwo ryb. Minusem jest prąd, z którym trzeba się zmagać przez całe nurkowanie. Nie jest silny, ale daje się we znaki szczególnie wtedy, gdy po zatrzymaniu się przy jakimś okazie wartym zdjęcia, po chwili trzeba dogonić grupę. Dlatego wolę nurkować w parze lub we własnej malutkiej grupce.
Mijam ławice kolorowych ryb. Są skalary, talasomy pawie, duże najeżki, czy mureny. Bardzo dużo życia.
Najciekawszy jest jednak odgłos humbaków, które są poza zasięgiem wzroku.
Wieloryby
Po blisko godzinie wynurzamy się w końcu, by odpłynąć od Molokini i zbliżyć się do Maui. Po drodze kilkakrotnie spotykamy wieloryby. Samce trzymają się z daleka i naliczamy ich aż 7 sztuk. Mamy z małymi przepływają tuż przy burcie naszego stateczku, który teraz wydaje się mały. Wszyscy czekamy na spektakularne wynurzenie ogona. Widzimy pysk, brzuch i płetwy. Mały humbak kładzie się na plecach i przez chwilę tak właśnie płynie. Świat zewnętrzny przestaje na moment docierać do zmysłów. Wszyscy skupiają się na widowiskowym oglądaniu kolosów, wsłuchiwaniu się w charakterystyczne piski i złapaniu w kadrze ostrego zdjęcia.
Bombowiec nurkujący
Docieramy do miejsca, gdzie znajduje się wrak bombowca nurkującego. Zepsuł się podczas ćwiczeń w 1944 roku przez co musiał wodować. Leży teraz na brzuchu, na piaszczystym dnie, na głębokości 16,5 m. To dobrze, bo można go dłużej eksplorować i źle, bo automatycznie spada widoczność. Wielu z nurkujących bezmyślnie uderza płetwami o dno, powodując unoszenie się piasku i innych osadów. Miejsce nosi nazwę Hell Diver.
Schodzę szybko i zawisam na odpowiedniej głębokości. Przepływam w miejsca, w których nikogo akurat nie ma. Widoczność to jakieś 20 m, jednak spada miejscami do kilku i trzeba czekać, aż się przejaśni. Wrak jest bardzo dobrze zachowany. Widoczne są oba skrzydła, śmigło, wnętrze kokpitu i ogon. Jak to bywa ze sztucznymi rafami, także ten samolot stał się mieszkaniem dla wielu stworzeń. W silniku mieszka duża murena, pod prawym skrzydłem spora ośmiornica, a po drugim spacerują ślimaki. Wszędzie pływają niezliczone ławice różnych ryb. Nie ma prądu i marzeniem byłoby zanurkować tu jedynie z partnerem przy bezwietrznej pogodzie. Zdjęcia mogły by wyjść niesamowicie.
Wracamy
Tym czasem wynurzamy się i wchodzimy na pokład statku. Zrzucam piankę i składam pożyczony sprzęt. Miła atmosfera i spotkanie wielorybów udziela się wszystkim. Nastaje wieczór. Czas na poszukanie dobrej knajpy i posmakowanie tutejszego burgera z wołowiną. Swoją drogą jest wyśmienity. Robi się tłoczno i w barach i na ulicy. Trudno o miejsce parkingowe. W nocy trzeba się wyspać, bo jutro też jest dzień, którego część spędzę pod wodą. Mahalo!
Wojciech Zgoła 2016-05-12