Oman

Oman

Podróżując po Emiratach Arabskich i stacjonując w Dubaju chcieliśmy oczywiście zanurkować w Zatoce Perskiej, bo jak to od lat bywa w moim przypadku, wyjazdy światoznawcze przeważnie podporządkowuję nurkowaniu. Zaczęliśmy nieszczególnie, bo gdy dotarliśmy do Centrum nurkowego Al. Boom okazało się, że woda w okolicach Dubaju ma 10 cm widoczności. Zrezygnowaliśmy od razu o pojechaliśmy większą grupą do Emiratu Fujairah położonego po wschodniej części wybrzeża nad Zatoką Omańską, która jest częścią Morza Arabskiego, a co za tym idzie Oceanu Indyjskiego. Tam widoczność była porównywalna do tej w naszych rodzimych jeziorach i to latem. Nie powalała i wynosiła maksymalnie 3 m. Tego dnia, już po pierwszym zanurzeniu zdecydowaliśmy nurkować w sąsiednim Omanie.

Następnego dnia już o 6.30 zameldowaliśmy się Centrum nurkowym, by po chwili wyjechać busem pod granicę Emiratów z Sułtanatem Omanu. Tu osoby podążające do Fujairah pozostały w samochodzie, a reszta przesiadła się do mniejszego busa znanego Omańczykom pilnującym przejścia granicznego.

Dojeżdżając do granicy (turyści posiadający wizę Emiratów Arabskich są przepuszczani na jej podstawie?) zjechaliśmy na utwardzoną drogę równoległą i zatrzymaliśmy się na wysokości przejścia, które było zbudowane z blachy falistej w formie wiaty. Każdy paszport powędrował do ręki pogranicznika, który zlustrował zdjęcie i odpowiadającą mu twarz w busie. Dalej, przyglądając się biednym i zapuszczonym domostwom, jechaliśmy tylko chwilę, by zaparkować wóz w porcie.

Dość szybko przepakowaliśmy się do naszej speed boat, by odpalić silniki i wypłynąć na pełne morze. Czekało nas dobre 50 minut szybkiego płynięcia wzdłuż skalistej pustyni. Kierowaliśmy się do Parku Narodowego Musandam, a że było nas tylko czterech plus przewodnik, zapowiadało się sympatycznie.

Odprawa, ubieranie sprzętu, sprawdzenie się i skok do wody. Zanurzaliśmy się przy linie kotwicznej, by od razu rozkoszować się ciepłą wodą (23 0C) i dobrą, sięgającą spokojnie 15 metrów widocznością. Mrowie ryb, delikatny prąd i skały. Podążyliśmy wyznaczonym kursem dość rozproszeni, co było wcześniej uzgodnione. Adam był w parze z Francuzem, bankowcem i jednocześnie rezydentem Dubaju, a Robert ze mną. Zdjęcia pokazują, co widzieliśmy, jednak na uwagę zasługują skrzydlice, których spotykaliśmy nawet po kilkanaście na każdym nurkowaniu. Była też spora płaszczka stingeray i mureny, barakudy, żółwie i wiele anemon fish.

Kolejne zanurzenia robiliśmy już tylko w Omanie i w Musandam. Zabrakło delfinów i rekinów, jednak na ilości ryb, skorupiaków i wszelkiej innej fauny tego zakątka świata narzekać nie można. Ostatniego dnia nurkowego zepsuła się nasza speed boat i zabraliśmy się z wielką grupą ponad 30-tu osób. Płynęliśmy statkiem w stylu wielkie dżonki, a wyprawa zajęła większą część dnia. Łódź płynęła wolno, a logistycznie przy większej ilości osób zawsze wszystko wychodzi dłużej. Na szczęście wcześniej poznaliśmy sympatyczną Szkotkę Ceri, współwłaścicielkę Al. Boom, która dzieląc grupki i przyporządkowując je do przewodników, nas wraz Ryanem z Afryki Południowej wzięła pod swoje skrzydła. Schodziliśmy do wody jako pierwsi, co gwarantowało nam brak tłoku i "zamglenia", jakie powodują nierzadko nowicjusze.

Po powrocie pozostała nam już tylko wizyta w arabskiej restauracji (adres otrzymaliśmy od rezydentów, bo to nie turystyczne miejsce), bo tak zakończyliśmy ostatni wieczór w Dubaju i pakowanie się. Wczesnym rankiem dnia następnego dotarliśmy do lotniska i bez przeszkód szczęśliwie wróciliśmy do Polski.

Wojciech Zgoła 2013-04-29

Tagi: oman