Perełka w Śródmorzu

Widok

Jakieś 300 dni słońca w roku, przyjemny wiaterek, zdrowy klimat, zapierające dech w piersiach widoki, ciekawe jedzenie, różnorodne możliwości aktywnego wypoczynku, rozkochujące w sobie nurkowania, szkoły językowe i lewostronny. To wstęp do ukazania Malty, przepięknej i ciekawej wyspy. Porywającej swoją atmosferą, historią narodu, wreszcie przygodą, która nie chce się skończyć i dlatego powraca, kiedy tylko to możliwe.

Mój przyjazd, ten pierwszy w życiu, był przypadkiem, albo raczej Zrządzeniem Losu. Szukałem po prostu szkoły języka angielskiego. Interesowała mnie nauka w okresie 2 tygodni. Z wszelkich możliwych wyjazdów do Anglii, Irlandii, Stanów czy Australii, Malta okazała się najtańsza. To jeszcze nie przesądzało, bo różnice cenowe były niewielkie. Każdy coś tam słyszał o Malcie. O tej w Poznaniu, gdzie można popływać kajakiem i pozjeżdżać na nartach każdego dnia w roku; albo o kawalerach Maltańskich, gdzieś tam wpisanych w historię. Większość rozpoznaje jeszcze krzyż maltański i to już chyba wszystko.

Teraz szykowałem się na drugie odwiedziny. Miałem szczęście. W roku 2006 jeden z przewoźników wprowadził bezpośredni lot z Warszawy na Maltę. Co więcej, po krótkim czasie rozszerzył ofertę i w ciągu tygodnia mięliśmy 2 loty. Tanie latanie ma to do siebie, że ceny są przystępne, ale trzeba się spieszyć, bo drożeją w trakcie zapełniania się miejsc. Dokonałem szybkiej rezerwacji i nadszedł krótki czas oczekiwania, aż nadejdzie moment wylotu….

Tak, jak początek czerwca, wpisywał się, w dziś już historyczne dla mnie odkrycie Malty, tak drugi raz, był jeszcze większym zachwyceniem się nad tym malutkim krajem. Z powodów logistycznych, Józef po mnie nie przyjechał i musiałem wziąć taksówkę, której opłacenie później mi odliczono od kosztów całości nurkowania. Zakwaterowałem się w hotelu i poszedłem do centrum nurkowego, mieszczącego się o 5 minut drogi. Miałem ze sobą swój sprzęt. Przywitałem się ze znajomymi. Od czerwca nie upłynęło aż tak wiele wody, więc wszyscy mnie kojarzyli. Omówiliśmy dokładnie te 4 dni nurkowe. Jeszcze tego wieczoru, pojechałem z instruktorem - Turkiem, który był zatrudniony na okres sezonu w centrum, na pierwsze nurkowanie. Robiłem kurs AOWD (Advance Open Water Diver). Ćwiczyliśmy nawigację. W dobie GPS-a posługiwanie się na co dzień kompasem i chodzenie z nim, by wrócić dokładnie w miejsce, z którego się wychodziło, nie jest zbyt popularne!! Dodam, że wcale nie jest takie łatwe, gdy robimy to pływając pod wodą. A jeśli jest to w jeziorze, bez dodatkowych punktów odniesienia i w warunkach ograniczonej do 3 m widoczności, możemy mówić o katastrofie.

Było po 17-ej, gdy zakończyliśmy ćwiczenia z kompasem na sucho. Musiałem chodzić po kwadracie lub prostokącie, raz zaczynając od prawej, a raz od lewej. Wyszło całkiem dobrze i właśnie kończyliśmy sprawdzanie wzajemne sprzętu. Miejsce nazywało się Wiet Mussa. Na morzu była fala, a my wchodziliśmy do wody z plaży. Instruktor wybrał miejsce bez skał i raf. Czułem się jak w jeziorze. Widoczność sięgała 8 m, a maksymalna głębokość wyniosła 10 m. Musiałem płynąć po linii i z powrotem. To wyszło mi bardzo dobrze. Potem navigation diving po wytyczonym kwadracie. Dostałem zadanie: popłyń 20 kopnięć (1 kopnięcie, to pełne uderzenie płatwami-każdą jeden raz, a pokazuje się to wykorzystując wyprostowane: palec wskazujący i środkowy)prosto, 20 w lewo, 20 w lewo i 20 w lewo. Teoretycznie miałem się znaleźć w miejscu startu. Wyszło całkiem, całkiem, choć nie idealnie. Powtórzyłem to kilka razy zawsze z nowym zadaniem, różną ilością kopnięć i w różnych kierunkach. W praktyce, gdy oglądamy świat podwodny jest to bardzo trudne, bo zapominamy o kierunkach. Ważne jest też odpowiednie trzymanie kompasu. Ostatnio dla bardziej zasobnych obywateli, udogodnieniem jest fakt, że niektóre komputery nurkowe, posiadają wbudowane kompasy elektroniczne. Jednak przy eksploracji nowych zbiorników, szczególnie tych o słabej widoczności, warto mieć ze sobą standardowy kompas podwodny.

Za chyba trzecim razem, po odpłynięciu na 4 m odwróciłem się, by zobaczyć gdzie znajduje się mój świeżo poznany Turek. W osłupienie wprawiło mnie odkrycie, że nikogo nie ma w polu widzenia. Rozejrzałem się szybko dookoła i nie spostrzegłem nikogo, kto mógłby przypominać człowieka!! Wróciłem do mojego wytyczania prostokąta. Wróciłem w granicach błędu do przyjęcia. Instruktor był na miejscu. Potem gdy go zapytałem, gdzie znikał, odparł, że wypływał na powierzchnię i podążał za mną, pozostając lekko z tyłu. Obserwował mnie cały czas kilka metrów nade mną!! W każdym razie zaliczyłem.

Stado wygłodniałych, małych ryb

Klify

Następnego dnia zjadłem rankiem śniadanie i po 8-ej odpłynęliśmy z przystani na wyspę Comino. Pomiędzy Comino, a jej młodszą siostrą Cominotto (jak ją nazywają Maltańczycy), znajduje się przepiękna, turkusowa laguna. Zwie się ona stosownie do bajecznego usytuowania i kolorystyki: Blue Lagoon. O 9.00 zaczęło się pierwsze nurkowanie. Dla mnie było ważne, bo pierwszy raz nurkowałem z łodzi. Wskakiwaliśmy przez wykrok do przodu. Zawsze z napompowanymi jacketami!!

Z radością odkryłem, że widoczność wynosi 30 m. Polecam takie oglądanie Natury. Obracając się wokół własnej osi, ma się w zasięgu 60 m przestrzeni. W kursie AOWD zdobywa się doświadczenie, przechodzi podstawową naukę pływania z kompasem, zalicza się nurkowanie tzw. głębokie (u nurków technicznych, którzy schodzą na 60, 80, 100 czy więcej metrów, takie stwierdzenie zawsze wyzwala uśmieszek politowania). Schodzi się na co najmniej 30 m. Jest też nurkowanie z łodzi lub z pontonu, jest tzw. identyfikacja rybek i często opcjonalnie nocne nurkowanie, które polecam. Osiągnęliśmy ponad 20 m głębokości.

Przez cały czas pobytu temperatura powietrza wahała się pomiędzy 24 a 26 st C. Temperatura wody przy powierzchni miała około 24 st C, a przy dnie od 16 do 24 st C. Wody Comino słyną z ogromnej ilości jaskiń, grot i przesmyków. Można popływać w dolinach, pod balkonami skalnymi i pod łukami. Kolorowych ryb nie jest wiele, za to na każdym kroku spotyka się wieloszczety, których wtedy jeszcze nie umiałem nazwać i rozgwiazdy.

Schodząc ponownie w wielki turkus Morza Śródziemnego, oblewającego wyspy, mieliśmy bułki, które rozdano tuż przed zanurzeniem. Zeszliśmy na kilkanaście metrów, bułki nasiąknęły wodą, zwiększając swoją objętość. Nurkowaliśmy w 2 grupkach po 4-6 osób. Gdy tylko przewodnik rozerwał swoją bułę, rzuciło się na niego całe stado wygłodniałych, małych ryb. Rozrywały kawałeczki wypieku ze świata ludzi i wyrywały cząstki sobie nawzajem. Dosłownie kotłowało się nieźle. Poszliśmy za przykładem i rozerwaliśmy swoje. Kolejni pożeracze pieczywa, jakby czekali za naszymi plecami. W mgnieniu oka, ze wszystkich stron nadciągnęły dziesiątki srebrnych ryb. Można było czuć ich rozpychanie na własnych palcach i rękach. Strach pomyśleć, gdyby się nagle zamieniły w stado zgłodniałych piranii?!

Ul Em Farud Artificial Wreck

Jedziemy do Blue Grotto

Następnego dnia czekało mnie deep dive. Pojechaliśmy na przeciwległy kraniec wyspy Malta. Dokładnie na południowo-zachodni brzeg, w okolicę Blue Grotto. Tutaj właśnie kręcono Hrabiego Monte Christo z Gerardem Depardieu w roli głównej. Zapierająca dech w piersi okolica. O 9.30 byliśmy już w wodzie, a wskakiwaliśmy z betonowego mini pomostu, w miejscu gdzie przed laty sztorm z ogromnymi i silnymi falami, rozdarł skały i wszedł w ląd, wycinając zatokę w kształcie trójkąta.

Moim instruktorem był tym razem, pracujący w centrum, Niemiec-Martin. W wodzie okazało się, że miałem nieszczelne mocowanie przy butli. Delikatne pęcherzyki powietrza wędrowały uwolnione w górę, by połączyć się z oczekującą nad powierzchnia rodziną! Martin dał znak, że damy radę i że to nic poważnego. Od tego momentu jestem przewrażliwiony i bardzo dokładnie sprawdzam łączenie zaworu na butli. Zrobiliśmy 31 m, ale nurkowaliśmy tylko 26 minut. Moje podniecenie nurkowaniem połączone z nieszczelnością, powodowało szybkie kurczenie się stanu powietrza. W przerwie zjedliśmy lunch, rozkoszując się widokami miejsca o nazwie Zurrieq, które wzięło się od nazwy wioski rybackiej - Wied iż-Zurrieq. Stąd właśnie płynie się łodziami do Blue Grotto, gdzie jaskinie, których ściany (bogate w minerały) opalizują kolorowo, wraz z kobaltowo-niebieskim morzem, pozostawiają niezapomniane wrażenia. A skąd bierze się tutaj tak piękna turkusowa barwa wody? Po prostu w białym piasku na dnie odbija się lazurowe niebo!

Na drugim nurku w tym samym miejscu podpływamy podziwiać wrak statku (Ul Em Farud Artificial Wreck). Schodzimy na 27 m, a statek spoczywa na dnie o głębokości 36m (wracam tu następnego roku i nurkuję do dna). Wszystko widać jak na dłoni, bo i tu widoczność dochodzi do 30 m. Wracamy zadowoleni, ja z braku jakichkolwiek problemów z samopoczuciem po przekroczeniu 30 m; Martin, że poszło mi dobrze i może wrócić, by napić się upragnionego piwa. Dodam, że nurkowałem bez głębokościomierza i komputera nurkowego. Zabieg został zaplanowany bym nie wiedział na jakiej głębokości byliśmy. O wszystkim instruktor poinformował mnie na powierzchni, po wszystkim.

Wracam do hotelu, biorę prysznic i odpoczywam kilkadziesiąt minut leżąc na łóżku. Potem biore plecak i idę zwiedzać Melliehe. Ładne miasteczko, położone na wzgórzach, przy zatoce Mellieha Bay - największej na archipelagu. Jest tutaj, chyba największa, piaszczysta plaża na Malcie. Blisko kilometr długości. Nie polecam dla lubiących popływać, gdyż płycizna ciągnie się długo w głąb morza. Za to dla rodzin z małymi dziećmi i lubiących pograć w coś w wodzie - jak najbardziej. Odwiedzam XV-wieczny kościół, poświęcony Matce Boskiej Zwycięskiej. Jest ogromny, a w kaplicy znajduje się fresk (przedstawia Maryję Dziewicę), prawdopodobnie namalowany przez św. Łukasza. Tutaj w 1990 roku modlił się Jan Paweł II, nasz papież. Na dziedzińcu jest kilka płyt kamiennych poprzywieszanych na murach, w różnych językach. Jest też po polsku. Zwiedzam uliczki, popijam colę, siedząc na ławce i około 19-ej docieram do centrum nurkowego.

Ostatni nurek tego sezonu

Autor przeszedł granicę 30 metrów

Dziś czeka nas jeszcze nurkowanie nocne. Powinno wybierać się takie miejsce, w którym nurkowało się wcześniej za dnia. Jedziemy więc do Crkewwa (patrz, tekst początki). Jesteśmy we dwóch, Martin i ja. Przygotowanie sprzętu, założenie i sprawdzenie. Z latarkami w dłoniach, ostrożnie wchodzimy do wody. Martin poucza mnie, że w żadnym wypadku nie mogę machać ni stąd, ni z owąd latarką, bo to oznacza kłopoty. Robiąc światłem koła w wodzie, dajemy znak OK. Zanurzamy się. Pływamy 36 minut i schodzimy w tym czasie do 25 m głębokości. Dużo jeżowców, kilka rybek. Widzimy cuttle fish. Co chwila wydmuchuje powietrze z maski, bo nie wiedzieć czemu, nacieka mi ciągle. Później po wyjściu okazuje się, że podwinęła mi się na czole i tamtędy wlatywała. Było ciemno i nieporządnie się założyła, a Martin tego nie dostrzegł. Bardzo fajne doświadczenie, serio. Nurkowałem potem jeszcze w nocy kilka razy.

Następnego dnia jedziemy na Gozo. Po zbiórce w centrum nurkowym, na prom zajeżdżamy po 8-ej. Przejeżdżamy Gozo wzdłuż, aż do rubieży zachodnich, do miejsca zwanego Dwejra. Tu znajduje się słynne Azure Window. Naturalny twór skalny, na czubek którego, w przerwie między nurkowaniami się wdrapałem, (uwaga ślisko) i pod którym również pływałem. Pierwszy nurek w Blue Hole. Studnia na kilka metrów, o średnicy około 5 m, przez którą wpływa się do Morza Śródziemnego, na otwarta przestrzeń. Bardzo ciekawe wrażenia. Minusem ogromnym jest to, że trzeba się ubrać w cały sprzęt na parkingu i w rynsztunku przejść dobre 200 m po śliskich skałach, by się w końcu zanurzyć. W lecie, z uwagi na temperaturę powietrza i słońce - masakra. Widoczność przekraczała 35 m. Napotkaliśmy, niestety na granicy wzroku, pięknego i dużego groupera. Gdy tylko próbowaliśmy podpłynąć bliżej, czmychnął w otmęty morskie.

Po przerwie, którą wykorzystałem, na połażenie po skałkach i zjedzenie lodów (sprzedawca łamaną polszczyzną mówił: dobre lody!), podeszliśmy do miejsca zwanego Inland Sea. Kiedyś było tu jeziorko słodkowodne, ale poziom morza się podniósł i teraz jest jeziorkiem słonowodnym, a przez skały prowadzi 75 metrowy tunel (10 m głębokości) do otwartego morza. Bardzo fajny nurek. Zeszliśmy do 25 m. Tu było też najzimniej, bo wyjątkowo temperatura doszła do 16 st C. Brrr!!

Niestety ten nurek był moim ostatnim tego sezonu. Szef centrum - Hubert, zabrał chętnych na kolację do Mdiny. To starożytne miasto założyli rdzenni Maltańczycy. Granice są widoczne do dziś, bo dawną stolicę Malty okalają mury obronne. Składaliśmy się po 5 Lm (Lira maltańska-teraz już Euro). Daniem głównym był dziki królik, który jest tu potrawą regionalną. Podany w ciemnym sosie z piwem lub winem, smakował wyśmienicie. Było to fajne podsumowanie mojego, bardzo krótkiego pobytu na ziemi maltańskiej, którą swoiście pokochałem. Już teraz mogę zdradzić, że po 13 miesiącach kolejny raz przyjechałem tu w odwiedziny.

_____________________________________
Nurkować można przez cały rok.

Temperatura waha się od 40 st C latem do 12-15 st C zimą. Najchłodniejszy bywa styczeń.
Woda osiąga temperaturę od 12 st C zimą do 28 st C późnym latem.
W sezonie VI-X to 22 do 28 st C
Wypożyczenie samochodu jest ponoć najtańsze w Unii Europejskiej, ale niestety ruch jest lewostronny. Drogi natomiast poprawiają się z roku na rok, a i kierowcy są bardziej uprzejmi.
Ważna informacja dla katolików: nie ma najmniejszego problemu z uczestniczeniem we mszy świętej niedzielnej.
Dość drogo, ale w ichnich fast foodach można zjeść i wypić za około 10 zł.
Spanie, najtaniej poza sezonem, od II połowy września.
Ceny od 18-20 Euro w górę, za 1 osobę za dobę.

Wojciech Zgoła 2008-11-28

Tagi: malta, nurkowanie