Jest kilka miejsc na świecie, w których proponuje się klientom snorckling z największą rybą świata, mianowicie z rekinem wielorybim. Są też miejsca, gdzie podczas nurkowania można zobaczyć te majestatyczne olbrzymy. Sam fakt możliwości obcowania z tymi zwierzętami jest ekscytujący. Do takich miejsc należą Filipiny, Galapagos czy np. Malediwy.
Oferty safari bardzo często podają wspomnianą możliwość, jako jeden z najważniejszych punktów programu, choć asekurują się, że to środowisko naturalne i niczego nie mogą zagwarantować. Przecież taki rekin wielorybi może sobie danego dnia pływać przy innym atolu, nieprawdaż?
Minęło już prawie 10 lat, gdy w czasie nurkowania na Galapagos przy wyspie Darwina, na głębokości 30 m, spotkaliśmy go. Był wielki, miał około 12 m długości i dość szybko nas wyminął. Grupa nurków liczyła 9 osób wraz z przewodnikiem. Było to wspaniałe uczucie, które zapierało dech w piersi.
Jakieś 7 lat temu odwiedziłem Malediwy i nie udało nam się wtedy trafić na największą rybę świata. To wyspiarskie państwo odwiedzało wtedy wiele osób, a po atolach pływało wiele łodzi nurkowych. Jakim zaskoczeniem było dla mnie ostatnie safari, z którego właśnie wróciłem. Pływaliśmy po Malediwach. Trafiła nam się bardzo sympatyczna grupa 9 osób z Polski. Dość szybko zgraliśmy się, przez co dobrze nam się wspólnie koegzystowało. Ale nie o tym chciałem pisać.
Malediwy zaludniły się, przy czym nie chodzi o przyrost naturalny, a o ilość turystów. Praktycznie na wszystkich nurkowiskach północnych atoli, które odwiedziliśmy przez 7 dni, pod wodą było tłoczno. Ani razu nie nurkowaliśmy sami. Zawsze do towarzystwa przypływały inne łodzie. Pod wodą robiło się tłoczno. Szczególnie było to widać w obleganych miejscach „cleanic station”, gdzie manty lub rekiny dokonywały ablucji. Na Malediwach prądy, niejednokrotnie bardzo silne, są wszechobecne, a nurkowanie z hakami to standard. We wszystkich takich miejscach, rozglądając się na prawo i lewo widziałem dziesiątki zakotwiczonych nurków. Spotkanie z mantami staje się mniej intymne i mniej widowiskowe. Wszędzie na około lecą bąble powietrza. Zwierzaki podpływają, ale nagle skręcają lub odpływają do góry. I tak słaba widoczność, zostaje dodatkowo ograniczana przez wydychane powietrze.
Ale to można przeżyć, bo po założeniu haka do mant ani rekinów się nie podpływa, a niewidzialna granica zostaje zachowana. Po kilku, kilkunastu minutach, stacja czyszcząca zaczyna działać dalej, a dzikie zwierzęta, mało co sobie z nas robią.
Zupełnie inaczej wygląda to na snorcklowaniu z rekinami wielorybimi. Do miejsca, w którym lubią przebywać, płyniemy nurkując kilka dni. Gdy wschodzi słońce okazuje się, że na miejscu jest aż 18 łodzi, z których każda mieści od 20 do 30 nurków. Mamy być w ABC, przygotowani do skoku do wody. Siedzimy zwarci i czekamy. Nasze „nurkobusy” z wyjącymi i dymiącymi na czarno silnikami pływają w tą i w tamtą stronę, porozumiewając się z innymi. Wypatrują zdobyczy. Gdy wreszcie okazuje się, że pojawił się rekin wielorybi, całe to towarzystwo podpływa we wskazane miejsce i wskakuje żywiołowo do wody. Ludzie są podnieceni. Wielu trzyma kamery i aparaty. Jeden z przewodników, z którejś z łódek podnosi rękę. Oznacza to, że pod nim jest nasz obiekt pożądania. Płynę w tym kierunku wraz z „dzikim” tłumem. Jest nas pewnie z 200 osób. Zaczynam się bać. Mamy niby zachować dystans przynajmniej 2 metrów od rekina. Ile osób będzie to respektować?
Zaczyna się „polowanie” - dziki pościg. Rekin wielorybi płynie dość szybko machając swoim wielkim ogonem. Nie jest łatwo mu towarzyszyć i nie ma mowy, by go dogonić płynąc za nim w linii prostej. Zanurzam się i pomiędzy skotłowaną wodą, powietrzem i płetwami dostrzegam rekina wielorybiego. Współczuję mu. Cały ten teatr jednego aktora wygląda zatrważająco. Setki ludzi próbuje być jak najbliżej ryby. Dystans 2 metrów, z tego co widzę, zostaje zmniejszony do 20 cm. Myślę nawet, że wiele osób, chcąc nie chcąc, dotyka niestety Bogu ducha winnego rekina. Schodzę pod wodę, bo mam na sobie 2 kg balastu i aparat. Robię kilka zdjęć, wypływam i zawracam. Nie chcę uczestniczyć w takim spektaklu. Wdrapuję się na nasz stateczek nurkowy i okazuje się, że ogromna większość już wróciła. Praktycznie wszyscy zniesmaczeni całą tą sytuacją. Owszem, widzieliśmy rekina wielorybiego. Miał może 5-6 m długości. Wiem też, że rekin widział nas … Jak odebrał ten nasz ludzki, dziki tłum? Nie zdziwię się, jeśli zmieni rewir i odpłynie. Ocean Indyjski jest duży, a atoli tysiące. Ja w każdym razie zrobił bym tak na jego miejscu.
Zastanawialiśmy się nad tym i dyskutowaliśmy. Na Malediwach jest prawie jak w Egipcie przed 2009 rokiem. Z jednej strony rozumiem tych, którzy chcą zobaczyć na własne oczy rekina wielorybiego. Jeśli jednak go nie zobaczą, to nadal będą żyć. Dlatego z drugiej strony byłbym za jakimś ograniczeniem ilości łódek danego dnia do może 2, 3, a nie 20.
Degradację środowiska naturalnego widać też pod wodą, wiele raf jest połamanych i szaroburych. Stanowią duży kontrast do tych kolorowych i pełnych życia, które kontrolują predatorzy z głębin.
Wojciech Zgoła
Wojciech Zgoła 2017-11-15