Włoskie eskapady maja to do siebie, że nawet jeśli jest gorąco, słońce świeci niemiłosiernie, a w porze naszego obiadu, trudno jest tu coś zjeść, to zaraz przychodzi do głowy druga myśl, że przecież za chwilę schłodzimy się pod wodą, a wieczorem zasiądziemy za stołem, by celebrować włoska kuchnię, popijając tutejsze smakołyki lokalnym winem.
Taka Właśnie jest Italia, pełna słońca, pełna świetnego, wyszukanego jedzenia, interesująca historycznie i architektonicznie na lądzie i nie mniej ciekawa pod wodą.
Lubię tu przyjeżdżać i kosztować wszystkiego po trochu. Jakiś czas temu dojechałem samochodem do Piombino, gdzie promem przedostałem się na Elbę. Wyspa kojarzona pewnie bardziej z Napoleonem Bonaparte niż z nurkowaniem, ma do zaoferowania wiele ciekawych miejsc pod wodą i to dla nurków każdego stopnia umiejętności.
Zawsze bardziej interesowało mnie życie niż wraki i ukształtowanie terenu niż kolejne rekordy głębokości. Jedno z wielu centrów na wyspie wzbudziło zaufanie i po przejściu zwyczajowych formalności, przygotowaliśmy sprzęt i znaleźliśmy się na nieźle przygotowanej i częściowo zadaszonej łodzi.
Elba, szczególnie w sezonie, cieszy się zainteresowaniem licznej rzeszy turystów, dlatego najlepiej wybrać się tu raczej we wrześniu, czy w październiku. Nawet campingi bywają zajęte do ostatniego miejsca, a noclegi w hotelach są po prostu drogie.
Nurkujemy w grupie 4 osób + przewodnik. Dwójka z nas fotografuje, a reszta teamu czeka, aż zakończymy zabawę z kolejnymi obiektami. Dzięki im za to! Do tego okazało się, że byliśmy na tyle zgrani, że nikt do nikogo nie miał potem pretensji, a pod wodą dogadywaliśmy się dobrze. Jak trzeba było zostać w jakimś miejscu kilka minut, bo obiekt był niesforny, zostawaliśmy. Przewodnik szybko to zauważył i jak pierwszy coś wypatrzył, wpierw wołał nas - czyli tych z aparatami.
Pierwsze zanurzenie. Ciekawość miejsca, tego co zobaczymy. Wreszcie się też schładzamy, bo na powierzchni, wspomniane słońce opala nas, jak na rożnie. Gdy osiągamy 35 m głębokości, temperatura wody wynosi 19 st. C. Zaczynamy odkrywać podwodne tajemnice Elby. Jest zaskakująco kolorowo. Rozgwiazdy, ukwiały i wieloszczety, świetnie kontrastują z tłem morza i skałek. Jest dużo krabów, które w świetle fleszy nabierają soczystych, pomarańczowo-czerwonych barw. Musimy koncentrować się na zaciskaniu zębów na regulatorach, bo mogłyby nam powypadać z wrażenia. Bez dobrego światła nie widać dobrze, czy to na co właśnie spoglądamy jest kamieniem, czy muszlą skrywającą pustelnika. Lubię przyglądać się krabom, które w pierwszym odruch chowają się do swojego tymczasowego domku, by po chwili wystawić ciekawskie i ruchliwe oczka wraz ze szczypcami gotowymi bronić się w tej nierównej walce. Po chwili nabierają zaufania i wysuwają większą część ciała. Można, znaczy się, fotografować. Nie stosuję w praktyce chwytania kraba i ustawiania go do zdjęcia, bo przecież można by tak zrobić i potem po prostu chwilkę poczekać. Wolę, by był naturalny, to się odwrócił, to zatrzymał, to zadzwonił do kolegi...
Rozglądam się. Nad nami, zachowując dystans, pływają barakudy, a w jednej ze szczelin spostrzegam murenę. Małe ławice ryb co chwilę nas opływają, a pod koniec nurkowania obserwujemy ośmiornicę. Początkowo zastanawia się, czy ją widzimy, potem mieni się kolorami i zmienia kształty, by w końcu zniknąć nam z oczu. Bywają miejsca, w których ze względu na duże ilości grouperów (tak jest np. na Ustice, wyspie należącej również do Italii), napotkanie ośmiornicy graniczy z cudem. Dlatego, tym bardziej za dnia, obserwowanie tych ciekawych i zadziwiająco mądrych głowonogów, należy do moich ulubionych zajęć pod wodą. Staram się też zachowywać taki dystans, by ich nie płoszyć, wtedy, gdy poczują się zagrożone, wystrzeliwują zostawiając atrament. Tak bywa w Chorwacji, gdy przewodnicy próbują łapać ośmiornice i podawać klientom. W każdym razie ich tańce i zachowania, zmiana barwy i kształtu ciała, giętkość i gracja, fascynują mnie i nigdy spotkanej ośmiornicy nie zostawiam samej sobie, choć zdarza się również, gdy np. pływam z obcymi, że jeśli są zbyt nachalni, nie pokazuję im odszukanej wzrokiem z za szyby maski ośmiornicy.
Rzeczywiście, po wyjściu z wody, komentujemy ostatnią godzinę. Nikt z nas nie spodziewał się takiej różnorodności podwodnych obrazów. Paleta kolorów pokrywających skały, które tworzą naturalne konstrukcje i mieszkania, a nawet osiedla, dla podwodnych mieszkańców, zapewniają, że nie będziemy się nudzić i że oczy trzeba mieć do o koła głowy, bo łatwo coś przeoczyć. Godzinna przerwa mija bardzo szybko. Zmieniamy butle i wsłuchujemy się już w briefing.
Kolejne zanurzenia potwierdzają nasze dziewicze doświadczenie i karmią nas pięknem stworzenia, które oglądać mogą, prócz mieszkańców głębin, tylko nurkowie. Znów jest ciekawie, znów dużo małych i większych zwierzaków, a i widoczność sięga dobrych 15 metrów. Płyniemy wśród bogato rzeźbionych formacji skalnych i ukształtowanych ręką Stwórcy kanionów. Morze Śródziemne ma to do siebie, że potrafi zaskoczyć, szczególnie wokół licznych wysp, rozrzuconych w całym jego basenie.
Elba jest takim miejscem, do którego warto wrócić, a nurkować można praktycznie z każdej strony wyspy.
Z Piombino można pojechać do La Spezia, zwiedzając koniecznie po drodze, bialutką wieżę w Pisie i robiąc przerwę na lunch, w jednej z tamtejszych knajpek. Jesteśmy we Włoszech, więc możemy spokojnie wypić jeden kieliszek wina do obiadu. Część starego miasta również warta jest obejrzenia, jednak natręctwo afrykańskich sprzedawców może nas trochę zniesmaczyć, chyba, że ktoś to lubi. Ja ich trochę rozumiem, chcą mieć co zjeść, ale gdy mam dosyć, jestem stanowczy i wtedy odpuszczają, szukając kolejnego potencjalnego klienta.
Do La Spezia jest już blisko. Znajduje się tu baza Marynarki Wojennej i miejsce szkolenia nurków policjantów. Od przesympatycznego właściciela tutejszego centrum nurkowego, dowiaduje się, że ćwiczą tu również polscy policjanci.
Wypływamy wreszcie, by znów znaleźć się na morzu. Podziwiamy urokliwą zatoczkę ze starymi kamiennymi budowlami, wzniesionymi tuż nad klifami schodzącymi do piaszczystego dna Morza Liguryjskiego. Zatrzymał się tu i ponoć tworzył George Gordon Byron, jeden z największych brytyjskich poetów (1788-1824), co przypomina pomnik z jego podobizną, a tutejsi mieszkańcy są z tego dumni i podkreślają ten fakt już po chwili krótkiej rozmowy.
My jednak mijamy zabudowania i kierujemy się dalej, by w okolicy "stożka", wystającego z wody, niczym naturalna piramida, po krótkiej odprawie wskoczyć do morza. Z drugiej strony lustra stożek ów rozszerza się we wszystkich kierunkach i płynnie przechodzi w kamieniste dno. Wśród tych wszystkich skałek kluczymy wypatrując żyjątek. Jest mniej kolorowo i inaczej, a widoczność sięga ponad 20 metrów. Nawet ślimaki, podążające po woli acz sumiennie w sobie znanym kierunku są zielonkawo żółte, a przez to słabo widoczne. Trzeba dopłynąć dość blisko, by je wypatrzeć.
Czas powrotu do zatoki wykorzystujemy na przerwę, by zanurzyć się w "Grotta Byron". W końcu właśnie nad nami spacerował sławny jegomość, poeta Byron i dlatego miejsce zanurzenia nazywa się tak, jak się nazywa. Płyniemy wzdłuż ściany, która opada na niecałe 20 m głębokości. Po lewej stronie mamy ściankę, a po prawej piaszczyste dno. Większą uwagę poświęcamy oczywiście ściance, co zostaje wynagrodzone. Spotykamy langusty oczekujące zmierzchu. Chowając się w mini grotach wystawiają tylko czułki. Jest ich kilka, oddalonych o kilkadziesiąt centymetrów. Prawie nieruchome poruszają tylko wystającymi wąsami. Są też ślimaki nagoskrzelne i kraby.
Po wynurzeniu dowiadujemy się, że są tu też wraki i to nawet ciekawe. Miejsce warte przyjazdu na 2-3 dni (4-6 zanurzeń). Z La Spezia można dojechać do Polski bez specjalnych przystanków. Jest to jednak wyczerpujące i dla bezpieczeństwa może lepiej jednak przenocować w Niemczech. Ja ćwiczyłem opcje z noclegiem, w jakimś sympatycznym, wiejskim hoteliku, skąd po porannym śniadanku odjechałem do domu.
Wojciech Zgoła 2011-10-21
Tagi: italia